rozdział IV
Po południu wybrałam się na ulicę Pokątną, by kupić rzeczy potrzebne do szkoły. Spacerowałam między czarodziejami, a w kieszeni brzęczały mi galeony. Ciągle mijałam uczniów obładowanych torbami z rzeczami potrzebnymi do szkoły.
Westchnęłam zrezygnowana i ruszyłam w stronę pierwszej lepszej biblioteki. Wtem ktoś złapał mnie za ramię.
-Puść mnie, albo urwę ci tę łapę i wsadzę ci ją do gardła -burknęłam nie odwracając się.
-Spokojnie -odparł wesoły, lecz lekko zaniepokojony głos.
Odwróciłam się i ujrzałam Draco Malfoy'a. Cofnął dłoń z mojego ramienia, uśmiechając się ciągle.
-Dziękuję -mruknęłam i otworzyłam drzwi.
Chłopak poprawił tlenione włosy i spojrzał na mnie.
-Tutaj nie kupisz wszystkich książek -powiedział, starając się zwrócić na siebie moją uwagę.
-Czyżby? -Mruknęłam wchodząc do środka.
Ten ruszył za mną trochę niepewnie.
Rozejrzałam się po pułkach niechętnie. Nie chciałam tu być, nie chciałam z nikim rozmawiać. Nie miałam ochoty. Postanowiłam jednak, że kupię potrzebne rzeczy i wrócę do domu, żeby mieć to już z głowy. Miałam jednak pecha.
-W 'Esach i Floresach' wszyscy kupują książki -próbował dalej.
-Ja nie jestem wszyscy -mruknęłam spokojnie ujmując książkę, którą znalazłam na liście i ściągnęłam ją z pułki.
-Tak, wiem, ale... -zaczął bełkotać.
Spojrzałam na niego zmęczona.
-Dobrze, pokaż mi gdzie mam kupić książki -odparłam odkładając księgę.
Ten uśmiechnął się lekko po czym podsunął mi ramię. Ujęłam je i ruszyłam za nim.
***
Obładowana torbami z najpotrzebniejszymi rzeczami do szkoły usiadłam na krześle w 'Trzech Miotłach'. Na przeciwko stanął Draco.
-Kremowe? -Zaproponował z lekkim uśmiechem.
-Napiłabym się ognistej, ale niech będzie -odparłam kładąc torby na podłodze.
-Jasne -mruknął z uśmiechem i ruszył w stronę lady.
Rozejrzałam się dookoła. Byłam w tym miejscu pierwszy raz. Zwykła chatka zamieniona w bar. Nic nadzwyczajnego.
Po chwili wrócił Malfoy z piwem kremowym. Podziękowałam ujmując kufel, a ten usiadł naprzeciw mnie.
-Cieszysz się z kolejnego roku w Hogwarcie? -Spytałam.
-Średnio, ale wolę być tam niż w domu -odparł spokojnie.
Pokiwałam głową i spojrzałam na drzwi, w których pojawił się wielki mężczyzna. Draco podążył za moim wzrokiem.
-To Hagrid, twój przyszły nauczyciel -pospieszył z wyjaśnianiami.
-Jest olbrzymem? -Spytałam zdziwiona.
-Pół olbrzymem -poprawił mnie i upił piwa. Kiwnęłam głową i spojrzałam na niego. Tleniony patrzył na mnie z lekkim uśmiechem.- Masz piękne oczy -mruknął cicho.
Wpadłam w lekkie zakłopotanie. Nie wiedząc co powiedzieć uśmiechnęłam się delikatnie.
-Z faktu, iż nikt mi tak nigdy nie mówił i nie wiem co na to odpowiedzieć...
-Nie musisz nic mówić -przerwał mi trochę zawstydzony.- M-masz jakieś zwierzątko? -Wymamrotał bezradnie próbując zmienić temat.
-Mam sowę -odparłam szybko.
Ten uśmiechnął się lekko, a ja wyszczerzyłam się głupio i zaczęłam się śmiać. Ten spojrzał na mnie i zawtórował mi.
Zaczęliśmy się śmiać jak idioci z własnej głupoty.
**kilka dni później**
Kończąc obiad w jadalni usłyszałam pukanie do drzwi. Wstałam zatem od stołu, ocierając usta chusteczką po czym ruszyłam w stronę wrót. Ujęłam klamkę i pociągnęłam za nią. Gdy drzwi ustąpiły i otworzyły się całkiem ujrzałam, że na schodach stoi Bella. Za nią natomiast znajdowało się z 15 Śmierciożerców. Kilku jeszcze przechodziło przez bramę dworu.
-O co chodzi? -Spytałam niepewnie Lestrange.
-Musi się w końcu odbyć spotkanie. Trzeba wyjaśnić kilka spraw -powiedziała z powagą kobieta.
-Przecież Tom nie żyje. Jak chcecie je przeprowadzić? -Spytałam zdziwiona.
-Wszystko ci zaraz wyjaśnię. Możemy wejść? -Zapytała cicho.
-Pewnie -mruknęłam usuwając się jej z drogi.
Bellatrix kiwnęła głową i ruszyła w stronę sali, a za nią podążyła reszta zgrai. Przechodzący obok mnie Śmierciożercy opuszczali posłusznie głowy, niektórzy kłaniali mi się w pas, większość mówiła mi 'pani'. Patrzyłam na to oniemiała.
Ostatni wszedł Antonin Dołohow. Ukłonił mi się nisko.
-Pani, mam list od Czarnego Pana -mruknął.
-Cholera, Dołohow. Wstań -jęknęłam głupio się czując.
Ten wyprostował się i z pełną powagą podał mi kopertę, zamkniętą poprzez pieczęć Toma. Ujęłam czarny list, a ten ruszył do sali, gdzie już przebywali Śmierciożercy. Jedynie Bella stała przy drzwiach i patrzyła na mnie cierpliwie.
Spojrzałam na nią oniemiała.
-Co jest? -Wydukałam.
-Dzieje się wola Czarnego Pana -odparła spokojnie.
-Jaka wola? -Jęknęłam zdumiona.
-Przeczytaj list -poleciła Bellatrix i oparła się o ścianę.
Odwróciłam kopertę i ujrzałam pieczęć przedstawiającą Mroczny Znak. Otworzyłam ją i wyjęłam stary papier wypełniony słowami Toma. Spojrzałam na krzywe litery i zaczęłam czytać.
Spojrzałam na lewy nadgarstek po zewnętrznej stronie i ujrzałam jak zwykle, moje znamię. Jednak zgodnie ze słowami Toma nie było już zwykłą, brązową plamą. Przedstawiało teraz czarną czaszkę, wokół której wił się czarny wąż. Przejechałam delikatnie palcem po znaku, a ten jedynie zapiekł delikatnie. Uniosłam głowę i spojrzałam oniemiała na Bellatrix.
-Ja nie umiem -jęknęłam opuszczając rękę z listem.
-Skąd wiesz skoro nie próbowałaś? -Spytała spokojnie.
-Nie mam pojęcia co mam robić -burknęłam.
-Pomogę ci -odparła Bella, podchodząc do mnie.
-Nie -warknęłam trochę za głośno i cofnęłam się szybko.- O co tu do cholery chodzi!? Najpierw Tom ginie zamiast mnie choć miał mnie daleko gdzieś, każe mi zabić Pottera, a teraz oczekuje, że go zastąpię. Co dalej!? Każe innym mówić na mnie Czarny Pan, bądź Lord Voldemort!? -Teraz już wrzeszczałam, nie panując nad sobą.
-Bekah... -mruknęła cicho Bella.- Spokojnie -dodała podchodząc do mnie ostrożnie już wiedząc co się zaraz będzie działo.
-Jak mam być spokojna skoro wpychacie mnie w jakieś bagno!? Nie chcę być porównywana do niego! Ja nic nie zrobiłam, a wszyscy przypisują mi jego chore cechy, których nie mam! -Krzyczałam, a dłonie zaczęły mi drżeć.
-Uspokój się -szepnęła, ujmując moją dłoń.
Chciałam się wyrwać, ale jej mocny uścisk mi na to nie pozwolił. Znając moje zamierzenia szybko objęła mnie i przycisnęła do siebie. Zaczęłam się wyrywać i krzyczeć nieartykułowane słowa.
-Bekah... Bekah -szeptała mi to ucha.
-N-nie... Puść -jęknęłam, nie chcąc jej słuchać.
-Weź leki i się uspokój -mamrotała dalej.
-Nie! -Wykrzyczałam, mocniej się szarpiąc.
-Accio tabletki -mruknęła Lestrange, a po chwili w jej dłoni wylądował pomarańczowy pojemniczek z tabletkami.- Weź to -burknęła kobieta.
Nie słuchałam jej. Próbowałam się wyrwać przez natłok myśli. Znów było ze mną źle. Znów zdzierałam sobie gardło, próbując wykrzyczeć to co we mnie siedzi. Znów się nie udaje. Znów każą mi przestać, zamknąć się, robić co mi każą...
Nagle wszystko ustało, zawroty głowy, drżenie rąk, Strach znowu zaczął się czołgać w stronę cienia i schował się tam. Widziałam jedynie jego czerwone oczy. Patrzyły na mnie. Wręcz słyszałam jak szepcze mi do ucha: "Ja tu wrócę. Wrócę, a ty będziesz krzyczeć, lecz nikt cię nie usłyszy. Zabiorę cię, a wtedy nikt cię nie znajdzie i nie pomoże ci...".
Otworzyłam oczy i spojrzałam przed siebie. Ujrzałam sufit. Leżałam na podłodze. Obok mnie klęczała Bellatrix. Właśnie zamykała pojemniczek z moimi lekami.
-Znowu? -Spytałam cichutko.
-Tak -odparła równie cicho.
Usiadłam powoli i otarłam pojedynczą łzę, która spływała mi po policzku.
-Idziemy? -Spytała Lestrange, a ja spojrzałam na nią spokojnie.
-Pomożesz mi? -Zapytałam cichutko.
-Jak zawsze -odparła i wstała po czym wyciągnęła do mnie dłoń. Ujęłam ją delikatnie po czym wstałam.
Następnie ruszyłam za nią w stronę sali, gdzie wszyscy Śmierciożercy już na nas czekali.
Kolejny rozdział, tak jak obiecałam: w środę ^^
Hmm.. Nie mam w sumie nic ciekawego do powiedzenia, więc poproszę o komentarze, bo bardzo mi na nich zależy i życzę miłych wakacji (rychło w czas... tak, wiem).
Kocham,
~T
Westchnęłam zrezygnowana i ruszyłam w stronę pierwszej lepszej biblioteki. Wtem ktoś złapał mnie za ramię.
-Puść mnie, albo urwę ci tę łapę i wsadzę ci ją do gardła -burknęłam nie odwracając się.
-Spokojnie -odparł wesoły, lecz lekko zaniepokojony głos.
Odwróciłam się i ujrzałam Draco Malfoy'a. Cofnął dłoń z mojego ramienia, uśmiechając się ciągle.
-Dziękuję -mruknęłam i otworzyłam drzwi.
Chłopak poprawił tlenione włosy i spojrzał na mnie.
-Tutaj nie kupisz wszystkich książek -powiedział, starając się zwrócić na siebie moją uwagę.
-Czyżby? -Mruknęłam wchodząc do środka.
Ten ruszył za mną trochę niepewnie.
Rozejrzałam się po pułkach niechętnie. Nie chciałam tu być, nie chciałam z nikim rozmawiać. Nie miałam ochoty. Postanowiłam jednak, że kupię potrzebne rzeczy i wrócę do domu, żeby mieć to już z głowy. Miałam jednak pecha.
-W 'Esach i Floresach' wszyscy kupują książki -próbował dalej.
-Ja nie jestem wszyscy -mruknęłam spokojnie ujmując książkę, którą znalazłam na liście i ściągnęłam ją z pułki.
-Tak, wiem, ale... -zaczął bełkotać.
Spojrzałam na niego zmęczona.
-Dobrze, pokaż mi gdzie mam kupić książki -odparłam odkładając księgę.
Ten uśmiechnął się lekko po czym podsunął mi ramię. Ujęłam je i ruszyłam za nim.
***
Obładowana torbami z najpotrzebniejszymi rzeczami do szkoły usiadłam na krześle w 'Trzech Miotłach'. Na przeciwko stanął Draco.
-Kremowe? -Zaproponował z lekkim uśmiechem.
-Napiłabym się ognistej, ale niech będzie -odparłam kładąc torby na podłodze.
-Jasne -mruknął z uśmiechem i ruszył w stronę lady.
Rozejrzałam się dookoła. Byłam w tym miejscu pierwszy raz. Zwykła chatka zamieniona w bar. Nic nadzwyczajnego.
Po chwili wrócił Malfoy z piwem kremowym. Podziękowałam ujmując kufel, a ten usiadł naprzeciw mnie.
-Cieszysz się z kolejnego roku w Hogwarcie? -Spytałam.
-Średnio, ale wolę być tam niż w domu -odparł spokojnie.
Pokiwałam głową i spojrzałam na drzwi, w których pojawił się wielki mężczyzna. Draco podążył za moim wzrokiem.
-To Hagrid, twój przyszły nauczyciel -pospieszył z wyjaśnianiami.
-Jest olbrzymem? -Spytałam zdziwiona.
-Pół olbrzymem -poprawił mnie i upił piwa. Kiwnęłam głową i spojrzałam na niego. Tleniony patrzył na mnie z lekkim uśmiechem.- Masz piękne oczy -mruknął cicho.
Wpadłam w lekkie zakłopotanie. Nie wiedząc co powiedzieć uśmiechnęłam się delikatnie.
-Z faktu, iż nikt mi tak nigdy nie mówił i nie wiem co na to odpowiedzieć...
-Nie musisz nic mówić -przerwał mi trochę zawstydzony.- M-masz jakieś zwierzątko? -Wymamrotał bezradnie próbując zmienić temat.
-Mam sowę -odparłam szybko.
Ten uśmiechnął się lekko, a ja wyszczerzyłam się głupio i zaczęłam się śmiać. Ten spojrzał na mnie i zawtórował mi.
Zaczęliśmy się śmiać jak idioci z własnej głupoty.
**kilka dni później**
Kończąc obiad w jadalni usłyszałam pukanie do drzwi. Wstałam zatem od stołu, ocierając usta chusteczką po czym ruszyłam w stronę wrót. Ujęłam klamkę i pociągnęłam za nią. Gdy drzwi ustąpiły i otworzyły się całkiem ujrzałam, że na schodach stoi Bella. Za nią natomiast znajdowało się z 15 Śmierciożerców. Kilku jeszcze przechodziło przez bramę dworu.
-O co chodzi? -Spytałam niepewnie Lestrange.
-Musi się w końcu odbyć spotkanie. Trzeba wyjaśnić kilka spraw -powiedziała z powagą kobieta.
-Przecież Tom nie żyje. Jak chcecie je przeprowadzić? -Spytałam zdziwiona.
-Wszystko ci zaraz wyjaśnię. Możemy wejść? -Zapytała cicho.
-Pewnie -mruknęłam usuwając się jej z drogi.
Bellatrix kiwnęła głową i ruszyła w stronę sali, a za nią podążyła reszta zgrai. Przechodzący obok mnie Śmierciożercy opuszczali posłusznie głowy, niektórzy kłaniali mi się w pas, większość mówiła mi 'pani'. Patrzyłam na to oniemiała.
Ostatni wszedł Antonin Dołohow. Ukłonił mi się nisko.
-Pani, mam list od Czarnego Pana -mruknął.
-Cholera, Dołohow. Wstań -jęknęłam głupio się czując.
Ten wyprostował się i z pełną powagą podał mi kopertę, zamkniętą poprzez pieczęć Toma. Ujęłam czarny list, a ten ruszył do sali, gdzie już przebywali Śmierciożercy. Jedynie Bella stała przy drzwiach i patrzyła na mnie cierpliwie.
Spojrzałam na nią oniemiała.
-Co jest? -Wydukałam.
-Dzieje się wola Czarnego Pana -odparła spokojnie.
-Jaka wola? -Jęknęłam zdumiona.
-Przeczytaj list -poleciła Bellatrix i oparła się o ścianę.
Odwróciłam kopertę i ujrzałam pieczęć przedstawiającą Mroczny Znak. Otworzyłam ją i wyjęłam stary papier wypełniony słowami Toma. Spojrzałam na krzywe litery i zaczęłam czytać.
Czytasz ten list ze świadomością, że już nie żyję. Zastanawiasz się pewnie dlaczego, skoro mam horkruksy. To wyjaśnię ci później. Musisz bowiem wiedzieć, że z chwilą śmierci Harry'ego Pottera powrócę. Dlatego jest dla mnie tak ważne byś zabiła Wybrańca. Mam nadzieję, że nie sprzeciwisz mi się i uczynisz to.
Wiem, że masz mętlik w głowie, ale chcę żebyś zastąpiła mnie jako przywódca Śmierciożerców. Nie na stałe, lecz do mojego powrotu. Nie jestem z tego zadowolony, ale tobie ufam najbardziej i mam nadzieję, że tego nie zepsujesz. Wiem, że nie jesteś Śmierciożercą, ale zadbałem o to już dawno. Nie jesteś moim zwykłym poplecznikiem. Jesteś kimś więcej. Z faktu, że jesteśmy spokrewnieni stworzyłem na twojej skórze coś więcej niż Mroczny Znak. Twoje znamię, które masz na nadgarstku zmieniło się z chwilą, gdy umarłem. Nie przedstawia już zwykłej plamy. Jest teraz znakiem, który mówi o tym, że jesteś moją siostrą, a zarazem należysz do świata Śmierciożerców. Miej to na uwadze i postaraj się mnie nie zawieźć.
Tom.
Spojrzałam na lewy nadgarstek po zewnętrznej stronie i ujrzałam jak zwykle, moje znamię. Jednak zgodnie ze słowami Toma nie było już zwykłą, brązową plamą. Przedstawiało teraz czarną czaszkę, wokół której wił się czarny wąż. Przejechałam delikatnie palcem po znaku, a ten jedynie zapiekł delikatnie. Uniosłam głowę i spojrzałam oniemiała na Bellatrix.
-Ja nie umiem -jęknęłam opuszczając rękę z listem.
-Skąd wiesz skoro nie próbowałaś? -Spytała spokojnie.
-Nie mam pojęcia co mam robić -burknęłam.
-Pomogę ci -odparła Bella, podchodząc do mnie.
-Nie -warknęłam trochę za głośno i cofnęłam się szybko.- O co tu do cholery chodzi!? Najpierw Tom ginie zamiast mnie choć miał mnie daleko gdzieś, każe mi zabić Pottera, a teraz oczekuje, że go zastąpię. Co dalej!? Każe innym mówić na mnie Czarny Pan, bądź Lord Voldemort!? -Teraz już wrzeszczałam, nie panując nad sobą.
-Bekah... -mruknęła cicho Bella.- Spokojnie -dodała podchodząc do mnie ostrożnie już wiedząc co się zaraz będzie działo.
-Jak mam być spokojna skoro wpychacie mnie w jakieś bagno!? Nie chcę być porównywana do niego! Ja nic nie zrobiłam, a wszyscy przypisują mi jego chore cechy, których nie mam! -Krzyczałam, a dłonie zaczęły mi drżeć.
-Uspokój się -szepnęła, ujmując moją dłoń.
Chciałam się wyrwać, ale jej mocny uścisk mi na to nie pozwolił. Znając moje zamierzenia szybko objęła mnie i przycisnęła do siebie. Zaczęłam się wyrywać i krzyczeć nieartykułowane słowa.
-Bekah... Bekah -szeptała mi to ucha.
-N-nie... Puść -jęknęłam, nie chcąc jej słuchać.
-Weź leki i się uspokój -mamrotała dalej.
-Nie! -Wykrzyczałam, mocniej się szarpiąc.
-Accio tabletki -mruknęła Lestrange, a po chwili w jej dłoni wylądował pomarańczowy pojemniczek z tabletkami.- Weź to -burknęła kobieta.
Nie słuchałam jej. Próbowałam się wyrwać przez natłok myśli. Znów było ze mną źle. Znów zdzierałam sobie gardło, próbując wykrzyczeć to co we mnie siedzi. Znów się nie udaje. Znów każą mi przestać, zamknąć się, robić co mi każą...
Nagle wszystko ustało, zawroty głowy, drżenie rąk, Strach znowu zaczął się czołgać w stronę cienia i schował się tam. Widziałam jedynie jego czerwone oczy. Patrzyły na mnie. Wręcz słyszałam jak szepcze mi do ucha: "Ja tu wrócę. Wrócę, a ty będziesz krzyczeć, lecz nikt cię nie usłyszy. Zabiorę cię, a wtedy nikt cię nie znajdzie i nie pomoże ci...".
Otworzyłam oczy i spojrzałam przed siebie. Ujrzałam sufit. Leżałam na podłodze. Obok mnie klęczała Bellatrix. Właśnie zamykała pojemniczek z moimi lekami.
-Znowu? -Spytałam cichutko.
-Tak -odparła równie cicho.
Usiadłam powoli i otarłam pojedynczą łzę, która spływała mi po policzku.
-Idziemy? -Spytała Lestrange, a ja spojrzałam na nią spokojnie.
-Pomożesz mi? -Zapytałam cichutko.
-Jak zawsze -odparła i wstała po czym wyciągnęła do mnie dłoń. Ujęłam ją delikatnie po czym wstałam.
Następnie ruszyłam za nią w stronę sali, gdzie wszyscy Śmierciożercy już na nas czekali.
Kolejny rozdział, tak jak obiecałam: w środę ^^
Hmm.. Nie mam w sumie nic ciekawego do powiedzenia, więc poproszę o komentarze, bo bardzo mi na nich zależy i życzę miłych wakacji (rychło w czas... tak, wiem).
Kocham,
~T
miałem ładnie napisany komentarz, a blogger znowu mnie kurde ochujał, przez niego czuję się jak pani spod latarni co słabo się ceni, cholerny blogger.
OdpowiedzUsuńwracajac jednak do rozdziału to był uroczy, a Malfoy jest debilem, ale za to się go uwielbia.
do tego tabletki sa mi znane z naszych opowiadań, więc elementu zaskoczenia prawie nie było.
kończac powiem, że czekam na jakiś ładny krwawy scenariusz.
po prostu kogoś zabij, bo śmierć Voldzia mna wstrzasnęła ;-;
jakmogłaś?
pozdrawiam i czekma na nowy rozdział c:
Oh, śmierć Voldemorta była takim spontanem, że sama się zdziwiłam, że umarł xD Miałam napisany rozdział, ale stwierdziłam, że jest nudny dlatego zmieniłam jeden wątek.. i sypnęła się reszta, tak wiem...
UsuńSpokojnie, spokojnie. Już myślę nad czymś krwawym i uroczym ^^
A-ale... Ale Tomuś wróci.. Nie bij ;-;
Też pozdrawiam,
~T
Już niemoge sie doczekac V rozdzialu! To
OdpowiedzUsuńjest jedyne opowiadanie jakie czytalam, a czytalam ich wiele, które mnie tak wciągnęło!
Kiedy następny rozdzial? XD ;D ♥
Bardzo mi miło. Postaram się Was nie zawieźć :3
UsuńA następny rozdział, zgodnie z obietnicą, w środę (:
Pozdrawiam,
~T
Czarujące...
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział, żeby ocenić, czy czytać, czy nie ;)
Zapraszam również do mnie, dopiero zaczynam ;P
http://thecasketofmemories.blogspot.com