Posty

Wyświetlanie postów z 2016

rozdział XV

Następnego dnia, po śniadaniu szłam jakby nigdy nic na zajęcia. Jako pierwsze na planie były eliksiry z Gryffonami. Poprawiłam więc plecak na ramieniu i ruszyłam do piwnic. W ręce trzymałam moją czarną różdżkę. Idąc długim korytarzem obracałam ją między palcami. Pamiętam jak poszłam z Bellatrix ją kupić. Rozniosłam pół sklepu Ollivandera zanim ją znalazłam. Staruszek długo męczył się z takim małym potworem jak ja. Pamiętam, że przetrząsnął pół swojego magazynu, by odnaleźć moją różdżkę. Gdy zniszczyłam trzeci wazon z kwiatami, zawaliłam kolejny regał i rozbiłam szybę na przodzie sklepu sięgnął do zamkniętej szuflady w swoim biurku. Wydobył z niej pięknie zdobione podłużne pudełko, opieczętowane starą, czarną wstęgą. Spojrzał na mnie, następnie na Bellę i z cichym stęknięciem otworzył zakurzone pudełko. Wydobył z niego długą różdżkę z czarnego bzu. Była opleciona ciemnymi wybrzuszeniami. Lekko popękanymi. Miała kolor głębokiej czerni. Zawierała w sobie kieł bazyliszka. Gdy mężczyzna pod

rozdział XIV

Wracałam do swojego dormitorium wesołym krokiem. Dawno nie miałam tak dużych wahań nastroju. Jednak whisky robi swoje. Więc gdy schodziłam po schodach, kierując się do Pokoju Wspólnego Ślizgonów uświadomiłam sobie, że niedługo będzie pora obiadu. Przystanęłam na ostatnim stopniu zdziwiona tak szybkim upływem czasu. Jak to możliwe, że z dość wczesnego ranka zrobiło się popołudnie? Urok początkujących alkoholików. Zawróciłam zatem i skierowałam swoje kroki na Dziedziniec. Bardzo podobało mi się to miejsce. Było ładne. Bardzo ładne. Lubiłam przebywać w takim otoczeniu. Uspokajało mnie. Mimo iż nie przepadam za roślinnością i faktem jest, że żaden kwiatek w moim pokoju nie przetrwałby tygodnia to lubię obserwować naturę. Usiadłam więc na ławce i spojrzałam na najbliższe drzewo. Gruby, solidny pień wyrastał z ziemi i piął się do góry. Jego gałęzie rozrastały się jeszcze wyżej tworząc pajęczynę oplatającą czyste niebo. Pomarańczowe już liście nadawały mu charakteru. Przestrzeń dookoła była

rozdział XIII

**dwa dni później** Siedziałam na Wielkiej Sali i jadłam śniadanie wśród małej grupki uczniów. Byłam bowiem jedną z ostatnich osób na sali. Było mi to na rękę. Po ostatnich wydarzeniach w sali Snape'a i kolejnych słabo przespanych nocach nie miałam zbyt przyjaznego humoru. Wolałam trzymać się jeszcze bardziej na uboczu niż zwykle. Chwyciłam za tosta i wstałam. Mój znoszony plecak zarzuciłam na ramię a odchodząc od stołu zgarnęłam jeszcze różdżkę. Ruszyłam w stronę sali, gdzie miały odbywać się zaklęcia. Jak dla mnie nudne zajęcia. Znałam większość z owych zaklęć więc nie były one dla mnie zaskoczeniem. Stanęłam w znacznej odległości od wejścia do sali i oparłam się o ścianę. Zaczęłam zastanawiać się nad wiernością Severusa. Czy dochowa tajemnicy. Szybko jednak skarciłam się za takie myślenie. Snape jest wierny bratu. Jest przydatnym poplecznikiem i nie zrobiłby takiej głupoty. Martwi mnie jednak jego dziwna troska o Pottera. To może trochę pokrzyżować moje plany. Nagle moje rozm

rozdział XII

Sobota nadeszła dość szybko, lecz nie był to dzień, w którym dane mi było się wyspać. Wstałam bowiem o 4 rano bez jakiejkolwiek przyczyny. Starałam się zasnąć, ale na nic się to nie zdało. Postanowiłam zatem założyć ciepłe skarpetki i wyruszyć w podróż. Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Wcześniej jednak stanęłam przed lustrem w moich krótkich, czarnych spodenkach i grubej szarej bluzie i związałam swoje długie, blond włosy w wysoki kucyk. Wypuściłam parę kosmyków na czoło, co miałam w zwyczaju i stwierdziłam, że jestem gotowa. Chwyciłam za różdżkę, którą schowałam za plecami, wsuwając ją za gumkę od spodni, uzbroiłam się w książkę i wyszłam z pokoju. Zeszłam po schodach trafiając do Pokoju Wspólnego. Podbiegłam do fotela, który usytuowany był najbliżej kominka i rozwaliłam się na nim. Zaczęłam czytać swoją książkę, lecz po paru zdaniach stwierdziłam, że bez kawy się nie obejdzie. Zostawiłam więc książkę na fotelu, nie spodziewając się tam nikogo przez parę najbliższych godzin i wyruszyłam

rozdział XI

Wróciłam do Hogwartu na trzecią lekcję, czyli na transmutację. Weszłam jak nigdy nic do sali wraz z innymi uczniami. Usiadłam w ostatniej ławce i zaczęłam szukać odpowiedniej książki w torbie. Nagle usłyszałam jak ktoś odsuwa krzesło obok mnie po czym na nie siada. Odwróciłam się i ujrzałam Dracona na owym miejscu. -Wszystko w porządku? -Spytał cicho z troskliwym uśmiechem. -Tak -odparłam po czym nachyliłam się nad nim lekko.- Zakopałam martwą kobietę -wyszeptałam z delikatnym uśmiechem po czym wyciągnęłam książkę i położyłam ją na ławce. Draco zaśmiał się i pokręcił głową. -Jesteś niemożliwa -skwitował i położył swój podręcznik przed sobą. Nagle w ławce przede mną usiadł sławny Harry Potter, a wraz z nim jego przyjaciele: Ron oraz Hermiona. Skupiłam wzrok na Wybrańcu a ten po chwili cicho zasyczał i dotknął palcami blizny na czole. -Harry, wszystko w porządku? -Spytała Granger. Chłopak pokiwał tylko głową i rozejrzał się po sali. Wtem nasze spojrzenia spotkały się na uła