rozdział XIV

Wracałam do swojego dormitorium wesołym krokiem. Dawno nie miałam tak dużych wahań nastroju. Jednak whisky robi swoje. Więc gdy schodziłam po schodach, kierując się do Pokoju Wspólnego Ślizgonów uświadomiłam sobie, że niedługo będzie pora obiadu. Przystanęłam na ostatnim stopniu zdziwiona tak szybkim upływem czasu. Jak to możliwe, że z dość wczesnego ranka zrobiło się popołudnie? Urok początkujących alkoholików. Zawróciłam zatem i skierowałam swoje kroki na Dziedziniec. Bardzo podobało mi się to miejsce. Było ładne. Bardzo ładne. Lubiłam przebywać w takim otoczeniu. Uspokajało mnie. Mimo iż nie przepadam za roślinnością i faktem jest, że żaden kwiatek w moim pokoju nie przetrwałby tygodnia to lubię obserwować naturę. Usiadłam więc na ławce i spojrzałam na najbliższe drzewo. Gruby, solidny pień wyrastał z ziemi i piął się do góry. Jego gałęzie rozrastały się jeszcze wyżej tworząc pajęczynę oplatającą czyste niebo. Pomarańczowe już liście nadawały mu charakteru. Przestrzeń dookoła była ciepła, przyjazna. Nie przepadam za słodyczą, ale to było bardzo przyjemne. Mrok połączony z ciepłem. Niby paradoksalne, ale właśnie taką magię skrywała jesień. Spuściłam wzrok na swoje nogi. Czarne spodnie robiły się wyblakłe a trampki coraz bardziej znoszone. Naciągnęłam szatę na kolana i uniosłam wzrok. Ciągle nie miałam planu. Szwendam się między ludźmi, robię głupie notatki na zajęciach, odrabiam bezsensowne lekcje, ale nic poza tym. Nie potrafiłam sklecić swoich myśli w całość. Żaden pomysł nie był wystarczająco dobry. Wystarczająco dobry na miarę Riddle. Czasem pozwalałam sobie na myśli, że jestem przybranym dzieckiem, że nie pasuję do tej rodziny. Nie zasługuję na to nazwisko. Czuję, że je hańbię. Jednak momentami jestem zawzięta jak Tom. Chodzę w kółko knując, nie mogę spać przez natłok myśli, chodzę zadumana. Tylko dlaczego to nie przynosi efektów? Dlaczego nadal mam tę pustkę w głowie? 
Wstałam z ławki odrobinę poważniejsza niż przedtem i ruszyłam w końcu na Wielką Salę. Ciekawe co powiedziałby Tom gdyby teraz wrócił. Pewnie zwyzywałby mnie od nieudaczników... Nie potrafiłam mu nigdy dorównać. Tak bardzo starałam się być przez niego zauważona, tak pilnie uczyłam się jego zasad, jego zaklęć. Chciałam żeby mnie pochwalił, żebym została doceniona. Jednak jedyne co mi było dane ujrzeć z jego strony to pogarda lub pretensje o to dlaczego nie osiągnęłam lepszych wyników.
Nagle ktoś dosłownie przebiegł mi przed nosem. Szata owej postaci obiła mi się o nogi. Stanęłam jak wryta i spojrzałam na osobnika, który o milimetry omijając swoją niedoszłą przeszkodę, również się zatrzymał i spojrzał na mnie.
-Rebekah -zawołał lekko zdziwiony Zabini i podszedł do mnie.- Wszyscy zastanawiali się gdzie cię wcięło -dodał z lekką troską w głosie.
-Jak widać żyję -mruknęła trochę niechętnie. Rozłożyłam ramiona jak najładniej potrafiłam i uniosłam brwi, jakbym chciała upewnić go, że jestem w jednym kawałku.
Chłopak przyjrzał mi się z pewnym zaciekawieniem.
-Piłaś!? -Zdziwił się.
Prychnęłam cicho i odwróciłam się na pięcie, by odejść, lecz Ślizgon złapał mnie za ramię i zmusił bym się odwróciła w jego stronę. Przysunął mnie szybko i już trzymał mnie za oba ramiona, lustrując wzrokiem.
-Ty jesteś przecież pijana -burknął z pewną złością w głosie.
-No i? -Warknęłam, patrząc mu w oczy.
-Wiesz która jest godzina i który mamy dzień tygodnia? Oszalałaś? -Wydarł się na mnie jak na nieznośnego bachora, który nabroił.
Zebrałam się w sobie i odepchnęłam Ślizgona od siebie po czym potrzebowałam paru sekund, by odnaleźć pion. Następnie spojrzałam na niego ze złością.
-Daj mi spokój -warknęłam po czym ruszyłam szybko w swoją stronę. Ciągle czułam jego wzrok na sobie, dlatego gdy skręciłam na lewo w pewien korytarz, poczułam ulgę. To był naprawdę trudny dzień. Jednak nie mogłam go zakończyć w tym miejscu. Czekał mnie bowiem najważniejszy moment dnia. Mowa oczywiście o obiedzie.
Weszłam zatem na Wielką Salę, na której toczyły się radosne rozmowy przy posiłku. Usiadłam przy najmniej zaludnionej części stołu Ślizgonów i nałożyłam na talerz ulubione potrawy. Po chwili zauważyłam, że Draco raz na jakiś czas spogląda na mnie, tak jakby chciał się upewnić czy jeszcze nie wbijam jakiemuś uczniowi widelca w oko. Spostrzegłam też natarczywy wzrok Snape'a zza stołu nauczycielskiego. Lekko poirytowana nadmierną uwagą skupioną na mojej osobie wyciągnęłam z plecaka, który ciągle ze sobą targałam książkę i zagłębiłam się w lekturze, pochłaniając makaron.
***
Gdy zapanował zmrok udałam się na małą przechadzkę po zamku. Przy obiedzie doszłam do wniosku, że nie byłam jeszcze w bibliotece. Za cel zatem obrałam sobie właśnie to miejsce i wyruszyłam po raz kolejny na poszukiwania.
Wędrując po korytarzach szkoły minęłam zaledwie dwie osoby. Poza tym budynek na pozór był opustoszały. Wszyscy siedzą w Pokojach Wspólnych albo swoich dormitoriach wraz ze znajomymi. Wszyscy są tu tak przewidywalni, a jednocześnie tak nieznośni. Ich troska o drugiego człowieka odrzuca mnie na drugi koniec kraju. Nawet Ślizgoni okazują pewne współczucie, troskę. Nie jestem przyzwyczajona do takich dziwnych sytuacji i możliwe, że dlatego czuję się tu tak nieswojo.
Wydaje mi się jakby upłynęła godzina od mojego opuszczenia dormitorium. A może tylko 15 minut? Nie wiem, ale uśmiechnęłam się na widok drzwi od biblioteki. Mrok panoszący się za nimi nie zachęcał do wejścia do środka. Mnie jednak intrygował tą tajemniczością. Złapałam więc za klamkę i pociągnęłam, lecz natrafiłam na opór. Najwidoczniej ze względu na późną godzinę biblioteka była zamknięta. Wysunęłam więc różdżkę i wymierzyłam nią w drzwi.
-Alohomora -mruknęłam i usłyszałam ciche szczęknięcie. Uśmiechnęłam się lekko i weszłam do środka.- Lumos -dodałam po chwili, gdyż nie chciałam narobić rabanu, wchodząc w regał z książkami.
Zaczęłam krążyć po bibliotece, przeglądając regały, czytając tytuły książek w ciekawych dla mnie działach. Nic jednak nie przykuło wystarczająco mojej uwagi. Do czasu, gdy nie ujrzałam działu ksiąg zakazanych. Domyślam się, że oczy zaświeciły mi się na sam widok. Ruszyłam w tamtą stronę, lecz doszły do mnie pewne szepty. Zatrzymałam się i mruknęłam cicho 'Nox'. Podeszłam parę kroków bliżej i przysłuchałam się głosom.
-Gdzieś musi być o tym wzmianka. Tu jest przecież wszystko -wyszeptał głos chłopaka.
-Szkoda tylko, że jedynie Harry był tym, który przeżył spotkanie z Sami-Wiecie-Kim. Mówiłam, że to słaby pomysł -odparł natomiast damski.
-Nie wierzę. Hermiona mówi, że przyjście do biblioteki po więcej informacji to słaby pomysł -zdziwił się pierwszy głos po czym wydobył z siebie cichy jęk. Domyślam się, że dostał kuksańca od Granger.
-Nie kłóćcie się -wyszeptał trzeci głos.-Napiszę list do Syriusza. On powinien wiedzieć co robić.
-Nie lepiej iść z tym do Dumbleodre'a? -Spytała dziewczyna.
Zapadła chwila ciszy.
-Pomyślę nad tym jutro -zadecydował Potter.- A teraz chodźcie stąd zanim ktoś nas nakryje.
-Pewnie Pani Norris już za nami węszy -mruknął Wesley.
Wycofałam się do jednej z alejek, by zejść im z drogi, gdy będą wychodzić. Zrobiłam to na czas, bo chwilę później wyszli z działu ksiąg zakazanych i ruszyli w stronę wyjścia. Gdy przechodzili obok alejki, w której się ukrywałam ujrzałam ich sylwetki. Nagle jeden z nich się zatrzymał i złapał za czoło z cichym sykiem. Reszta jak na komendę również się zatrzymała.
-Harry? -Mruknęła zmartwiona Granger.- Co jest?
-To... Blizna -wyszeptał Potter, po czym podniósł głowę i spojrzał w moją stronę. Jego okulary wręcz zalśniły. Miałam wrażenie, że złapaliśmy kontakt wzrokowy, mimo że nie widziałam jego źrenic. Chłopak zrobił krok w moją stronę, lecz zatrzymał go najwidoczniej kolejny atak bólu. Kąciki moich ust lekko się uniosły. Zrobiłam krok w jego stronę, a chłopak skulił się lekko. Wydał z siebie cichy jęk.
-H-Harry -wyszeptał przerażonym głosem Wesley.
Zbliżyłam się jeszcze bardziej do Wybrańca, a ten upadł na kolana. Zafascynowana władzą, którą teraz posiadałam kucnęłam przed chłopakiem i spojrzałam na niego oniemiała tym widokiem. Potter znów jęknął, ale tym razem głośniej. Uniósł wzrok i w tym momencie wiedziałam, że nasze spojrzenia się zetknęły. Nie widziałam konturów jego twarzy, a on moich. Mg jedynie dostrzec błysk w moich brązowych oczach. Ostrożnie wyciągnęłam wyprostowaną dłoń i musnęłam środkowym palcem jego czoła. W momencie gdy chłopak wydał z siebie przerażający krzyk zamknęłam oczy i teleportowałam się. Pierwszym miejscem, o którym pomyślałam był Pokój Ślizgonów. Był tam tylko Draco. Spojrzał na mnie lekko zdziwionym lecz widząc wyraz mojej twarzy chyba zaniepokoił się jeszcze bardziej. Malfoy wstał z fotela i podszedł do mnie. Ja natomiast stałam w miejscu, w którym się nagle pojawiłam z wyciągniętymi przed siebie dłońmi, jakbym coś przed chwilą w nich trzymała.
-Bekah? -Zagadnął niepewnie Malfoy.
-Dotknęłam go -wyszeptałam bardzo cicho i bełkotliwie.
-Co? -Zdziwił się chłopak. Spojrzałam na niego. Na mojej twarzy zagościł szaleńczy uśmiech. Oczy miałam szeroko otwarte jakby nadal w szoku.
-Sprawiłam mu ból -prawie pisnęłam z podekscytowania.
-Nadal jesteś pijana? -Spytał z westchnieniem Malfoy, załamując ręce.
Zaczęłam się śmiać. To był szaleńczy śmiech. Chyba jeszcze nigdy nie słyszałam go w moim wykonaniu. Ciarki przeszły mi po skórze. Czułam się tak dobrze. Czułam taką władzę w rękach. Wręcz bałam się, że odrobinę upuszczę. Spojrzałam na lekko zaniepokojonego Ślizgona po czym wtuliłam się w niego z wyszczerzem.
-Jest dobrze, Draco -powiedziałam szczerze po czym odkleiłam się od niego i potruchtałam do swojego dormitorium, zostawiając go tam samego.














Aj ciężko było coś naskrobać. Jednak udało się. Przeszkodziły mi przygotowania do matur. Musicie wybaczyć. Jednak zachęciły mnie komentarze. Nie zawsze odpisuję, ale zawsze czytam. Dziękuję za nie z serduszka. Mam nadzieję, że następny rozdział powstanie ciut szybciej. Trzymajcie kciuki, a tymczasem miłej nocy, pomyślnego dnia czy czego tam chcecie na ten moment.
~T

Komentarze

  1. HAHAHAHHA, I CAN TOUCH YOU... NOW XD
    Przepraszam, po prostu rozwalił mnie ten moment na łopatki, tak konkretnie :3
    Bekah wydaje się jednak coraz bardziej zmieniać, z cienia swojego brata po dotknięciu Wybrańca (jakkolwiek obrzydliwie to brzmi) wreszcie wyrasta na kogoś wielkiego, prawdziwego, zasłużonego zastępcę Czarnego Pana.
    Motyw genialny, a Złotego, Genialnego Dziecka jak zwykle niezbyt mi żal.
    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział :3

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

rozdział XXIII

rozdział XXXII

Nominacja do 'Liebster Award'