EPILOG

Od tamtego potwornego mordu w Hogwarcie minęło już parę dobrych miesięcy. Minęły już wakacje, rozpoczął się kolejny rok szkolny. Oczywiście rodzice nie pozwolili mi wrócić do Hogwartu. Spotkałbym się ze zbyt wielką ilością pomówień, oskarżycielskich spojrzeń, wyzwisk... Nie miałem im tego za złe. Zgadzałem się z ich decyzją. Nie chciałem tam wracać. Nie było to spowodowane marną kondycją szkoły, która moim zdaniem i tak niechybnie upadnie w najbliższym czasie. Głównym powodem był rozdzierający ból, który nadal miałem w sobie. Nie byłbym w stanie patrzeć na mury, które tak przesiąkły osobą Rebeki. Każdy centymetr tej szkoły przypominał mi o niej. Dawał brutalnie znać, że ona już nigdy nie wróci.
Rodzice usilnie starali się znaleźć mi inną szkołę, bym dokończył edukację, ale na żadną z tych propozycji się nie zgodziłem. Na nic się nie zgadzałem. Od tamtej pory zaszyłem się w swoim pokoju w naszym rodzinnym dworze. Przyjmowałem do siebie jedynie skrzaty domowe, które pomagały mi dojść do siebie po bolesnym starciu z Lordem Voldemortem. Matka próbowała do mnie dotrzeć, jednak ją też odtrąciłem. Nie byłem w stanie z nikim odbyć dłuższej rozmowy, nawet z nią. Wiedziałem, że chce mi pomóc, jednak ja nie chciałem by ingerowała.

Po około roku ojciec załatwił mi pewnego rodzaju praktyki w Ministerstwie Magii. Chciał bym nauczył się tamtejszej pracy bym pewnego dnia mógł zająć tam jakieś miejsce. Raczej nie było istotne gdzie. Chodziło o dobrze płatną i w miarę zaszczytną pracę. Lucjusz bardzo chciał pokazać, że ma pod swoim dachem silnego i poukładanego syna. W żadnym stopniu takowego wówczas nie przypominałem i dlatego ojciec na siłę wyciągnął mnie z ukrycia. Poniekąd nie narzekałem. Mogłem zająć czymś umysł. Nie zaprzątać sobie głowy Riddle.
Wielokrotnie dochodziło do sytuacji, gdy myślałem o niej w samych negatywach. Wyciągałem jej brudy na światło dzienne mego umysłu. Chciałem by w mojej głowie stała się postacią w pełni negatywną, zasługującą na potępienie, by finalnie skończyć w bezdennym czyśćcu mych wspomnień. Początkowo mi wychodziło. Jednak po jakimś czasie zdawałem sobie sprawę z tego, jak bardzo się oszukuję. Jak bardzo ją oczerniam. Doskonale wiedziałem, że tak nie myślę i to irytowało mnie jeszcze bardziej. Rebekah była niezniszczalna również w mojej głowie.

Niedługo później dostałem pracę w Ministerstwie. Zacząłem powoli układać sobie życie. Ojciec nie patrzył już na mnie z takim obrzydzeniem. Czasem udawało mu się nawet rzucić pewnego rodzaju pochwałę w moją stronę. Stosunki z mamą również mi się poprawiły. Nie zwierzałem jej się, gdyż nie chciałem niczego burzyć. Ona chyba doskonale o tym wiedziała i nie naciskała. Byłem jej za to wdzięczny.
I może ktoś powiedzieć, że czas leczy rany. Jednak dla mnie to jest jak przyklejanie plastra, by nie widzieć tej ziejącej pustki. W moim przypadku czas był takim plastrem. Przyzwyczaiłem się do bólu i zacząłem go ignorować. Udawałem, że w moim życiu wszystko jest w jak najlepszym porządku. Nikomu jednak nie przyznałem się, że kilka razy od tych przeszło 3 lat, które upłynęły od bitwy w Hogwarcie, ujrzałem jej przepiękną twarz. Raz kryjącą się w cieniu drzew mojego dworu, raz zjeżdżającą windą na niższe piętra Ministerstwa. Raz stojącą w klejce w sklepie. Z jednej strony nie mogłem tego potwierdzić, bo nigdy nie miałem możliwości by się zbliżyć... Jednak z drugiej strony nie potrafiłem wyrzucić sprzed oczu widoku tego zadziornego błysku w jej dużych, brązowych oczach. Szaleństwo czy rzeczywistość?
Nie raz czytałem w gazecie doniesienia o napadach na wioski mugolskie, o morderstwach wśród czarodziejów o czystej krwi, czy też mieszanej, o ucieczkach z Azkabanu. Bardzo często górowało w tych artykułach imię Rebekah Riddle, zaraz obok złowieszczych liter wieszczących: Lord Voldemort. Kamień spadał mi wówczas z serca, gdyż wiedziałem, że żyje.
Oczywistym było to, iż nie zejdzie z tej ścieżki. Jak powiedziała, weszła w to zbyt głęboko. Nie miała wyboru. Jednak dzisiaj jak o tym myślę to wiem, iż gdyby nawet nie angażowała się w gierki jej brata to i tak nie miałaby życia. Świat szukający sensacji, prędzej czy później dowiedziałby się o siostrze Voldemorta. Nazwisko zobowiązuje. Ludzie nie daliby jej spokoju.
I właśnie ta myśl nie dawała mi wytchnienia. Jakby nie postąpiła, była na straconej pozycji. Wyglądało to niczym tragedia antyczna, a ona była jej bohaterem - osobą skazaną na nieuniknioną porażkę. Nie mogłem wyjść z podziwu, że znajduje na to wszystko siły. Nie potrafiłem znaleźć przyczyny na to. Wielu ludzi, dochodząc do tego wniosku co ja, załamałoby się. Wiem, że Rebekah zdaje sobie sprawę ze swojej pozycji. Jest inteligentna. Jednak oprócz tego jest osobą silną. Dlatego jeszcze się  nie złamała. Ma siły by walczyć i utrzymać się na tym świecie jak każdy inny człowiek. Myśląc o tym dodawała mi otuchy. Była niedoścignionym wzorem.
Na zawsze więc pozostanie w moim umyśle jako ta silna, niewzruszona i zdecydowana osoba, która potrafiła twardo stąpać po ziemi. W moim sercu natomiast miała zaklepane miejsce wrażliwa, bardzo delikatna i kochająca Rebekah, która nie zapominała o tym czym jest honor. Żadne próby oczernienia jej osoby nie były w stanie zamazać tych pięknych wspomnień. Poza tym bardzo chciałem by taka właśnie w nich pozostała. Bo wiedziałem, że teraz, będąc u boku swojego okrutnego brata, popada ciągle w ogromną ciemność. Nie ma osoby u swojego boku, która powiedziałaby jej stop. Nie miała ograniczeń. Jednak wiedziałem również, że ona także ma miejsce w swoim sercu na parę naszych wspomnień. I byłem niemal przekonany, że to one trzymają ją przy życiu.
Trzymają ją przy człowieczeństwie.









KONIEC






















Witam, dzień dobry, wieczór. Jak miło powitać Was już na końcu tej historii. Nie zawsze miała ona sens, nie zawsze była ładna, ale na tym polega blog. Co już poszło, to już nie wróci do poprawki. 
Mimo to mam nadzieję, że dobrze się bawiliście. Ja bowiem spędziłam bardzo mile czas i chciałabym Wam bardzo podziękować za tworzenie tej malutkiej społeczności. 
Co dobre szybko się kończy niestety i każdy rozchodzi się w swoją drogę. Tak też będzie i w tym przypadku. Życzę Wam wszystkiego dobrego i jeszcze raz dziękuję :)
Wiktoria.

Komentarze

  1. Dziękuję za ten zaskakujący epilog. Draco, którego nie znaliśmy. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojejku, przeczytałam epilog w takim skupieniu, spokoju. Z tak wielkim żalem, że to jednak już koniec. I może wszystko nie skończyło się tak dobrze jak tego oczekiwałam, to jednak jestem dumna. Cholernie dumna, że dociągnęłaś to do końca. Że powstała ci tak zapierająca dech w piersiach historia.
    Miłość Dracona zawsze będzie mnie zaskakiwać swoją siłą, niesamowitymi słowami. Za to cholernie dziękuję. Że to faktycznie on pokazał Bekah miłość, o której nawet jej się nie śniło. Wydaje mi się to tutaj zdecydowanie najważniejsze.
    Mimo że teraz będę cię męczyć i rozpaczać, to jednak mam nadzieję, że sama dobrze się bawiłaś pisząc to wszystko. Wymyślając krok po kroku całą historię. Że to była świetna podróż.
    Pozdrawiam i już nie czekam na kolejny rozdział tutaj (chociaż bardzo bym chciała).
    Kocham bardzo, Black

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

rozdział XLII

rozdział XXXIII