rozdział XLII

** perspektywa Riddle**

Draco był wobec mnie bardzo cierpliwy. Już drugi raz był przy mnie, gdy działo się naprawdę źle. Gdy emocje i obecny stan rzeczy doskwierały mi na tyle, że wyrzuciłam to wszystko na zewnątrz. Pierwszy raz, gdy pojawił się dementor. Wywlekł on wówczas na światło dzienne przykre wspomnienia. Teraz moim dementorem byłam ja sama. Tym razem to ja namieszałam do tego stopnia, że stało się wiele złych rzeczy. Swoim działaniem doprowadziłam do tego, iż odkryłam kolejne nieznane mi zakamarki własnej głowy. Choć powinnam raczej powiedzieć serca. To tam podobno znajduje się siedlisko wszelkich uczuć.
Nie żałuję jednak swoich czynów. Gdybym miała możliwość cofnąć czas to bardzo prawdopodobnym było to, iż postąpiłabym tak samo. Jednak nie miałam pojęcia, że mogę skrzywdzić tym tyle osób na raz. Tyle bliskich mi osób. Gdy doszło do tej ostrej wymiany zdań w dormitorium Dracona, coś mnie uderzyło. Poniekąd nawiedziło mnie poczucie winy. Jednak było coś, co niemal przeszyło moje wnętrzności niczym ostrze. Tym, co było następstwem mordu w domu tych szlam było odrzucenie. Poczułam to ze stukrotną siłą nie gdy Blaise ciągle rzucał mi to lekko przerażone spojrzenie, nie gdy Riley świdrowała mnie gniewnym spojrzeniem i ciskała ostre niczym jad słowa. Zimny sztylet zatopił się w moich trzewiach, gdy spotkałam się z pełnym zawodu spojrzeniem Dracona. Wiedziałam, że jeżeli zrobię jeszcze jedną potworną rzecz, to on mi nie wybaczy. Odwróci się i nie będzie chciał mieć ze mną nic wspólnego. Nie sądziłam, że tym czynem będzie wypalenie na przedramieniu Zabiniego Mrocznego Znaku. Myśl, że mogłam stracić w tak głupi sposób osobę, która pokazała mi, że potrafię kochać i która okazała mi swoją niezasłużoną miłość, była dla mnie po prostu nie do zniesienia. Doprowadziło to do tego, że nałożyłam maskę. Maskę, którą nosiłam przez niemal całe moje życie. To Egon jako pierwszy zajrzał pod nią i ujrzał skrywaną i w prawdzie zapomnianą przeze mnie twarz. Draco jednak potrafił ją ściągnąć. I nie tyle ściągnąć, a ukazać mi, że to prawdziwe, łagodne oblicze ma szansę zaistnienia. Jednak gdy ujrzałam ten potworny zawód w jego oczach ponownie sięgnęłam po swoją maskę. Ponownie wstąpiłam w szeregi Śmierciożerców i ruszyłam siać grozę i spustoszenie.
Jednak Draco okazał mi tyle serca i zrozumienia. Nie kazał mi wyjść, wynosić się, nigdy się nie pokazywać, gdy odstawiłam teatrzyk w jego dormitorium. Wcale tak nie było, choć tego właśnie się spodziewałam. Poniekąd właśnie dlatego deportowałam się do ich dormitorium. Chciałam usłyszeć te słowa, by móc zakończyć ten najpiękniejszy rozdział w moim życiu i odejść. To bolało. Zimny sztylet wypruwał mi wnętrzności, ale wiedziałam, że muszę to zrobić. Chciałam przekonać się na własne oczy i uszy, że Draco rzeczywiście ma mnie dość i nie chce mieć ze mną nic do czynienia. Jasne, że tego nie chciałam, ale bałam się, że mogę zrobić coś jeszcze gorszego, mogę go skrzywdzić jeszcze bardziej, zepsuć tę piękną osobowość, która tak mnie urzekła. Nie byłabym w stanie patrzeć na to, jak bardzo go marnuję u swojego boku. To dlatego zachowałam się tak wulgarnie. Chciałam żeby czuł do mnie obrzydzenie. Tak łatwiej by było mu mnie odrzucić. A mnie... odejść z wyrwanym sercem. Jednak stało się coś co mnie zaskoczyło. Draco nie tyle nie kazał mi wyjść, ale sam starał się do mnie dotrzeć i wybaczył mi nim zdążyłam go przeprosić. Nikt nigdy nie okazał mi tak wielkiego serca jak zrobił to dziś Draco. Moje serce przełamało się wpół. Wówczas uświadomiłam sobie co to znaczy kochać aż do bólu.

Malfoy pozwolił mi się wykąpać w ich łazience. Przyniósł mi nawet swoją bluzę, gdyż mój sweter był całkiem umazany w krwi. Spodnie były całkiem czyste, pomijając odrobinę sadzy na kolanach. Gdy wyszłam z łazienki Blaise leżał już w łóżku studiując jakieś pergaminy. Draco natomiast siedział na kanapie, pochylony nad swoimi dłońmi, które ściskał mocno. Czekał na mnie. Gdy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi uniósł wzrok. Jego twarz rozświetlił niepewny uśmiech. Powoli zamknęłam za sobą drzwi.
- Dzięki - mruknęłam cicho, wskazując palcem łazienkę znajdującą się za mną, - I dobranoc - mruknęłam po czym ruszyłam do wyjścia z dormitorium.
- Dobranoc - odparł Malfoy. Blaise nie odezwał się słowem, gdy przechodziłam przez próg i zamykałam za sobą drzwi.
Otoczył mnie mrok korytarza i cisza. Większość zapewne już spała. Z lekkim wahaniem, ale ruszyłam do swojego dormitorium. Odnalazłam odpowiednie drzwi w części dziewcząt i weszłam do środka. W dormitorium było jeszcze ciemniej nic na korytarzu. Zamykając za sobą drzwi miałam wrażenie, że wchodzę do swojego własnego piekła, gdzie otacza mnie tylko mrok i myśli o tym co złego zrobiłam. Jedynym znakiem, który mówił mi iż to moje dormitorium były spokojne oddechy dziewczyn, które już dawno śpią. Westchnęłam cicho i ja również się położyłam. Nim jednak Morfeusz wyciągnął po mnie swoje ręce, odbyłam krótką rozmowę z moim przyjacielem, Strachem.

***
Rankiem obudziły mnie dopiero współlokatorki, które zaczęły się zbierać na zajęcia. Chyba nawet przegapiłam śniadanie. Podniosłam się do pozycji siedzącej i zerknęłam na nie, co było dosyć trudne, bo czułam, że moje oczy płoną. Jedna z nich, chyba Hazel, spojrzała na mnie, zamykając właśnie torbę z książkami.
- Dosyć często się wymykasz - mruknęła, ale było to jedynie stwierdzenie. Nie doszukałam się w nim żadnej uszczypliwości. Może odrobinę troski. - Wszystko w porządku? Wyglądasz jakbyś całą noc nie spała.
- I tak się czuję - odparłam cicho i przetarłam twarz dłonią. - Która godzina?
- Za 10 minut zaczynają się zajęcia. Jak się pospieszysz to może McGonagall nie zeżre cię spojrzeniem - odparła, spojrzawszy na zegarek na jej ręce po czym, ku mojemu zdumieniu, uśmiechnęła się do mnie lekko. Spojrzałam na nią marszcząc brwi. Skinęłam jednak głową w podzięce, a dziewczyna odwróciła się i wyszła w ślad za pozostałymi.
Delikatnie zaskoczona tą rozmową wstałam i zaczęłam się doprowadzać do porządku. Będąc przed lustrem uświadomiłam sobie, że moje oczy są mocno przekrwione, policzki lekko zaróżowione a włosy odrobinę potargane. Niezbyt wiele pamiętam z wczorajszej wizyty mojego kompana, ale wnioskując po moim wyglądzie to nie było to miłe spotkanie. Przemyłam więc twarz, wyszczotkowałam zęby, pomalowałam się, uczesałam. Na siebie włożyłam czarne oczywiście spodnie oraz tego samego koloru sweter. Wpakowałam do torby podręczniki na chybił trafił, a wychodząc z dormitorium zgarnęłam szatę, wiszącą na fotelu. Minerva nie raz, nie dwa upominała mnie, iż jej nie noszę, a jako że nie chcę dzisiaj rzucać jej się w oczy to postanowiłam zrobić jej przyjemność. Chociaż nie wiem właśnie, czy zakładając szatę nie sprawię wrażenie, że właśnie kogoś na sali brakuje...
Ruszyłam pod salę nauczycielki transmutacji, zakładając w biegu ową szatę. Zastałam ostatnich uczniów wchodzących do środka oraz samą profesor McGonagall przy drzwiach. Skinęłam jej głową, zwalniając kroku.
- Dzień dobry - powiedziałam cicho.
Kobieta o surowym wyrazie twarzy spojrzała na mnie od stóp do głów. Mimo że bardzo starałam się wyglądać przyzwoicie domyślam się, że moja twarz nadal wyrażała zmęczenie. I chyba Minerva to zauważyła, bo trochę niepewnie odpowiedziała mi skinieniem głowy. Wpatrywałyśmy się chwile w siebie przy otwartych drzwiach, gdy w końcu odezwała się:
- Cieszę się, że masz w końcu szatę - mruknęła i wskazała ruchem głowy bym weszła do środka, co uczyniłam od razu.
Nie rozglądając się po uczniach ruszyłam do ostatniej ławki, gdzie siedział już Draco. Nikt raczej nie przykuł swojej uwagi do naszej krótkiej rozmowy przy drzwiach, gdyż wszyscy byli zabsorbowani sobą. Podeszłam więc do Malfoy'a, który uniósł na mnie wzrok i uśmiechnął się pogodnie.
- Dzień dobry - powiedział cicho i odsunął mi krzesło obok siebie. Odwzajemniłam delikatnie uśmiech i zajęłam miejsce.
Minerva zamknęła za sobą drzwi, zajęła miejsce przy biurku i rozpoczęła prowadzenie zajęć. Dzisiaj poświęciła trochę czasu na omówieniu skutków ubocznych transmutacji ludzi. Dużo teorii i pytań do nas w każdym razie. Zajęcia minęły jednak dosyć szybko. Dzwon obwieścił koniec i wszyscy prędko opuścili salę chyba w obawie potężnego zadania na jutrzejszy dzień. Minerva nie zatrzymała jednak żadnego z nas. Wyszliśmy więc z Draconem wśród tłumu na korytarz. Ślizgon ujął moją dłoń delikatnie.
- Cieszę się, że jesteś - mruknął cicho, na co ja jedynie pokiwałam głową. Nawet nie wiedziałam co mogłam mu odpowiedzieć. Chłopak jednak nie czekał na odpowiedź. Ruszył razem ze mną na następne zajęcia.

Ostatnimi była opieka nad magicznymi stworzeniami. Lekcje mieliśmy z Gryffonami na moje nieszczęście. Gdy pojawiliśmy się z Malfoy'em na błoniach, gdzie zwołał nas Hagrid, w tłumie bliżej nauczyciela wypatrzyłam Riley. Był moment gdy nasze spojrzenia się zbiegły, jednak Gryffonka bardzo szybko odwróciła wzrok i już więcej nie zerknęła w moją stronę. Postarała się o to.

Gdy nastał czas obiadu usiadłam wśród uczniów domu węża. Nie wdawałam się z nikim w dyskusje jak zwykle. Nie było to dziś trudne, gdyż wszyscy rozmawiali z przejęciem o wymianie uczniów, która miała mieć miejsce już jutro. Nawet Draco rozprawiał o tym żywo z Pensy. Ja jednak wbiłam wzrok w filet z kurczaka oraz stos groszku na moim talerzu. Trochę w nim dłubałam, gdyż nie miałam apetytu. To Dracon podsunął mi swój talerz, a sam wziął sobie nowy i nałożył jeszcze więcej jedzenia niż poprzednio. Co jakiś czas pakował porcję mięsa, ziemniaków pieczonych i groszku do ust, słuchając wywodów Ślizgonki. Po jakimś czasie spojrzał jednak w moją stronę i zmierzył mnie wzrokiem. Z cichym westchnieniem wzięłam parę kęsów. Chłopak pogładził moje udo pod stołem i wrócił do rozmowy o wymianie.
Bardzo się w duchu ucieszyłam, gdy wyszliśmy z Wielkiej Sali. Mogłam opuści ten zgiełk i zostawić do połowy zjedzony obiad na talerzu. Skryłam go jednak przed Draconem gdzieś między półmiskami z grilowanymi pieczarkami, a musem z dyni. Weszliśmy do Pokoju Wspólnego i zajęliśmy miejsca na fotelach przy kominku. Tlił się ogień, który dawał przyjemne ciepło. Draco rozwalił się na swoim fotelu i spojrzał w kominek. Ja natomiast usiadłam niczym duch. Bezgłośnie, wykonując jak najmniej dynamiczne ruchy i tak zamarłam, wgapiając się w płomień. Nadal nie mogłam  dojść do siebie nie tyle po wczorajszym dniu, ale po dzisiejszej nocy. Usilnie starałam sobie przypomnieć co takiego się wydarzyło. Z drugiej jednak strony nie do końca wiedziałam, czy chcę pamiętać...
Z rozmyślań wyrwał mnie głos Malfoy'a:
- Jak się trzymasz?
Spojrzałam na chłopaka zmęczonymi oczyma. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Po chwili jednak chłopak rozpostarł ramiona i skinął na mnie głową. Wstałam więc i podeszłam do Ślizgona. Usiadłam na jego kolanach i wtuliłam się w jego umięśnione ciało. Ten objął mnie mocno i zaczął gładzić moje ramię kciukiem. Trwaliśmy tak przez dłuższy czas. Wielu uczniów zdążyło się przewinąć przez Pokój, ale finalnie niewiele z nich zostało. Może dwa stoliki zajmowało kilkoro Ślizgonów, odrabiających zadania. Po chwili Draco odezwał się:
- Tak się ostatnio zastanawiałem.. - mruknął cicho. Uniosłam lekko głowę i spojrzałam na niego. - Potter jest w stanie porozumiewać się z wężami, tak samo jak Voldemort... Ty też potrafisz? - Spytał i spojrzał na mnie z delikatnym uśmiechem, który sprawił, że kolana by się pode mną ugięły gdybym tylko stała. Oduśmiechnęłam się do niego i lekko pokiwałam głową. Ten uniósł lekko brwi zaskoczony. - Czyli byłabyś w stanie otworzyć Komnatę Tajemnic? - Bardziej stwierdził niż spytał. Ponownie ułożyłam głowę na jego klatce piersiowej.
- Gdybym tylko miała takie życzenie - mruknęłam mało poważnie, na co Draco się zaśmiał. Ja również uśmiechnęłam się lekko.
- Jesteś niesamowita - wyszeptał, opierając brodę o czubek mojej głowy. Zacisnęłam lekko dłonie na skraju mojego swetra.
- Jak możesz to mówić? - Wymamrotałam. Odpowiedziała mi jedynie cisza. Czułam tylko jak jego klatka piersiowa unosi się i opada. Podniosłam więc głowę i spojrzałam na chłopaka. Ten spuścił na mnie swój wzrok i przez chwilę wpatrywaliśmy się sobie w oczy. Jakby bardzo intensywnie szukał odpowiedzi na to pytanie, ale oboje wiedzieliśmy, że jej nie ma. Wtem Malfoy rzeczywiście wzruszył ramionami.
- Nie wiem dlaczego tak jest, ale nie patrzę na ciebie przez pryzmat tego co zrobiłaś... Widzę w tobie te dobre rzeczy. Mimo że czynisz źle to jednak w głębi duszy mam zawsze nadzieje, że się zreflektujesz...
Patrzyłam w jego oczy, które nie kłamały. Mówił całkowicie szczerze. Patrzyłam także na jego usta, które wymawiały te słowa, niesplamione łgarstwem. Nie mogłam znieść tego jak bardzo jest wobec mnie szczery. Ta szczerość bowiem mnie zaskakiwała, ale także ujmowała. Podniosłam się lekko na jego torsie i nachyliłam nad jego bladą twarzą. Chłopak spojrzał na mnie spokojnie. Uśmiechnęłam się do niego ledwo widocznie po czym zbliżyłam się do jego warg. Bardzo powoli musnęłam je własnymi. Draco zamknął oczy, obejmując mnie w pasie. Ośmielona, trochę pewniej wpiłam się w jego usta. Złączyliśmy się w bardzo czułym pocałunku. Żadne z nas nie chciało przestawać. Po chwili jednak odsunęłam się lekko i spojrzałam mu w oczy, które wlepił we mnie.
- Chodźmy na górę - wyszeptałam cichutko. Ten pokiwał tylko głową. W niedługim czasie znaleźliśmy się w jego dormitorium. O dziwo było puste. Chłopak zamknął za mną drzwi i zamarliśmy, spojrzawszy sobie w oczy. Jednak nagle Draco ujął delikatnie moją twarz w dłonie i napierając na mnie, natrafiłam plecami na drzwi. Uniosłam lekko brodę, patrząc w jego oczy. Chłopak bez zawahania wpił się w moje usta. Oddałam się temu, czując jak zsuwa swoje dłonie na moje ciało. Najpierw na ramiona, następnie bardzo szybko pojawiły się w okolicach brzucha, bioder. Sprawnie wsunął je pod mój sweter i bardzo delikatnie gładził mój brzuch, plecy. Serce zaczęło mi bić jak oszalałe pod jego dotykiem. Wtem dorwałam się do jego koszuli, której guziki zaczęłam w miarę szybko odpinać. Gdy doszłam do ostatniego, rozchyliłam materiał, odsłaniając jego dobrze zbudowaną klatkę piersiową. Odsuwając się od niego lekko spojrzałam na jego ciało z delikatnym uśmiechem. Dotknęłam jego żeber i przesunęłam dłonią w górę. Uniosłam wzrok i spojrzeliśmy sobie w oczy. Wtem stanęłam na palcach i dotknęłam jego ust swoimi. Zamknęłam oczy, gdy nie odrywając się ode mnie, podniósł mnie i ruszył w kierunku łóżka. Sprawne ułożył mnie na nim i sam wspiął się na nie, by kontynuować ten zmysłowy pocałunek. Po chwili jednak zsunął się na moją szyję. Zadrżałam, gdy jego usta muskały moją skórę. Chwilę później zsunął ze mnie sweter. Wyprostował się lekko, patrząc na mnie spokojnie. Bardzo delikatnie przesunął dłonią po moim ramieniu, następnie po obojczyku, nad którym znajdowała się brzydka blizna. Chłopak spojrzał na nią z lekkim smutkiem, lecz po chwili skierował swój wzrok na mnie. Ponownie wpił się w moje usta, ciągle gładząc dłonią moje udo. Błagałam w duchu, by nikt nie przerywał tego momentu. By trwało to wiecznie. Moje modły zostały na szczęście wysłuchane...






















To znowu ja. Z rozdziałem. Wiem, szok. Powoli zbliżamy się do końca na szczęście lub nieszczęście. Dajcie znać co sądzicie, chętnie poczytam. Teraz jednak życzę miłego dnia,
T

Komentarze

  1. Woah, to było tak wiele treści w tak niewielu dialogach, piękne 😮💕
    Relacja MalfoyxRiddle tak niesamowicie mi się podoba. Mimo swoich widocznych wad, złych zachowań, rozczarowań dalej są razem, dalej pragną być przy sobie. Nawet jeśli deklarują inaczej.
    Kurde, nawet nie wiem co powiedzieć, to było takie... Emocjonalne, spokojnie, przerażająco rozdzierające.
    Cieszę się, że tak szybko się pojawił ten rozdział 😊
    Pozdrawiam i kocham, Black

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

rozdział XXIII

rozdział XXXII

Nominacja do 'Liebster Award'