Posty

Wyświetlanie postów z maj, 2017

rozdział XXVIII

Niedługo później przenieśliśmy się do dormitorium Dracona, gdyż do mojego wróciły współlokatorki, które obrzuciły nas zdziwionym wzrokiem. Wyszliśmy nim zaczęły wtykać nos w nie swoje sprawy. Dormitorium Ślizgona natomiast było puste. Chłopak powiedział, że Blaise pląta się gdzieś z Riley. Naprawdę mi to nie przeszkadzało. Draco wyszczerzył się do mnie i przyszpilił mnie plecami do drzwi, które za sobą zamknął. Odwzajemniłam uśmiech, a ten w odpowiedzi przywarł wargami do mojej szyi. Odchyliłam lekko głowę, zamykając oczy. Wplotłam dłoń w jego blond włosy z cichym jęknięciem. To nadal było dla mnie nie do pojęcia, jak bardzo wpływała na mnie ta jedna osoba. Dosłownie robił ze mną co chciał, gdy tylko zrobił maślane oczka. Nigdy nie przydarzało mi się coś podobnego. Mimo wszystko bardzo podobało mi się, gdy delikatnie muskał moją skórę na szyi, gładząc mój brzuch i biodra dłońmi. Ja natomiast umiejscowiłam dłonie na jego plecach. Z każdą chwilą schodziłam coraz niżej, aż zatrzymały się

rozdział XXVII

Nie wiem czy bardziej skuteczny w pobudce był mocny ból pod żebrami czy moje współlokatorki, które krzątały się po dormitorium. Podniosłam się jednak, mrużąc oczy. Przetarłam twarz dłonią i spojrzałam na dziewczyny, które rozmawiały na temat zbliżającej się wymiany uczniów. Były bardzo podekscytowane. Westchnęłam cicho i sięgnęłam po pojemniczek z lekami. Otworzyłam go i lekko przechyliłam, wysypując na dłoń małą brązową tabletkę. Po chwili jednak wysypałam dwie kolejne. Zamknęłam pojemniczek i rzuciłam za siebie, by wylądował gdzieś w poduszkach. Już uniosłam dłoń do ust, by połknąć tabletki, gdy nagle usłyszałam głos jednej z moich współlokatorek: - Może najpierw coś zjesz? - Zauważyła. Spojrzałam na nią. Dziewczyna miała dość zmartwiony wyraz twarzy, co zdziwiło mnie jeszcze bardziej. - I może nie jedz ich aż tylu - dodała ciszej. Uśmiechnęłam się lekko. - W porządku, nic mi nie będzie - odparłam zachrypniętym głosem po czym szybko połknęłam tabletki, przepijając szklanką wody, kt

rozdział XXVI

**dwa dni później** Gdy moją dziurę w brzuchu udało się zniwelować, pani Pomfrey odwiedzając mnie rano oznajmiła, że mogę już opuścić Skrzydło Szpitalne. Na odchodne podarowała mi również pojemniczek z tabletkami na bazie zielsk ze szklarni pani Sprout. Mają pomagać na ewentualny ból. Podziękowałam i ruszyłam do swojego dormitorium. Schodząc po schodach do lochów usłyszałam za sobą kroki, a następnie dość rozgniewany głos Snape'a: - Rebekah! Zatrzymałam się na schodach po czym odwróciłam. Ujrzałam Severusa w swojej czarnej szacie, która zamiatała jak zwykle schody. Mężczyzna stanął przede mną bardzo pewnie. Spojrzał mi w oczy. - Co ty knujesz? - Spytał gniewnym głosem. - Co masz na myśli? - Mruknęłam niewzruszona. Nie traciłam pewności siebie. Mimo bólu pod żebrami nie chciałam, żeby poczuł, że ma jakąkolwiek władzę. - Wizyta Karkarowa niby nie jest twoim wymysłem? - Warknął. - I o co chodzi z tą wymianą? Był widocznie rozjuszony. Mimo iż czuł pewien respekt, to tym razem wy

rozdział XXV

Starałam się dosięgnąć różdżki, lecz nie mogłam jej wydobyć spod długiego płaszcza. Pracę utrudniał mi również rozwścieczony mężczyzna, który dysząc mi w twarz, skutecznie mnie unieruchamiał. - Już nie jesteś taka dzielna bez brata? - Zakpił z widoczną satysfakcją. - Cokolwiek chcesz zrobić, przysięgam, że cię znajdę i zabiję - wycedziłam przez zaciśnięte zęby. Ostatni raz szarpnęłam rękoma, lecz mężczyzna zbyt mocno mnie trzymał. W odpowiedzi dostałam szyderczy śmiech. Następnie czarodziej wymierzył mi dwa mocne uderzenia w twarz. Moja głowa odskoczyła na bok. Natychmiast poczułam mocny ból po prawej części twarzy. Gdy usłyszałam bezradny krzyk Malfoy'a, który nie mógł nic zrobić, a przed oczami mi pociemniało, poczułam jeszcze jedno uderzenie w to samo miejsce. W tym momencie moje ciało zaczęło mocno odczuwać skutki grawitacji i gdy zaczęłam się zsuwać po ścianie poczułam szarpnięcie w okolicy pępka. Nie miałam już siły na więcej, więc się poddałam i pozwoliłam żeby mrok mnie o

rozdział XXIV

Następny dzień rozpocząłem dosyć wcześnie. Gdy już zwlokłem się z łóżka postanowiłem jakoś zabić ten czas, który miałem do śniadania. Wyciągnąłem zatem mój rysownik spod łóżka oraz kawałek węgla, po czym rozłożyłem się na kanapie. Głowę podparłem dużą, szarą poduszką i kontynuowałem zaczęty wcześniej szkic. Gdy kończyłem tło rysunku, czyli mniej więcej wtedy, gdy wewnętrzny zegar Blaise'a, ostrzegający przed rozpoczęciem się śniadania, obudził mojego przyjaciela, uznałem, że czas się zebrać. Umyłem się więc, naciągnąłem na siebie jakąś czystą koszulkę, przeczesałem włosy i ruszyłem w stronę Wielkiej Sali. Po drodze przeszedłem oczywiście przez Pokój Wspólny, lochy, korytarze szkoły. Spokojnym krokiem wkroczyłem na Salę. Szybko przeczesałem wzrokiem stół ślizgoński. Ani śladu Rebeki. Usiadłem na swoim stałym miejscu lekko zmartwiony. Gdy u mojego boku pojawił się Zabini, sięgałem już po miskę płatków i gorące mleko. Dość powoli konsumowałem posiłek. W zasadzie nigdzie mi się nie sp