rozdział XXVI

**dwa dni później**
Gdy moją dziurę w brzuchu udało się zniwelować, pani Pomfrey odwiedzając mnie rano oznajmiła, że mogę już opuścić Skrzydło Szpitalne. Na odchodne podarowała mi również pojemniczek z tabletkami na bazie zielsk ze szklarni pani Sprout. Mają pomagać na ewentualny ból. Podziękowałam i ruszyłam do swojego dormitorium. Schodząc po schodach do lochów usłyszałam za sobą kroki, a następnie dość rozgniewany głos Snape'a:
- Rebekah!
Zatrzymałam się na schodach po czym odwróciłam. Ujrzałam Severusa w swojej czarnej szacie, która zamiatała jak zwykle schody. Mężczyzna stanął przede mną bardzo pewnie. Spojrzał mi w oczy.
- Co ty knujesz? - Spytał gniewnym głosem.
- Co masz na myśli? - Mruknęłam niewzruszona. Nie traciłam pewności siebie. Mimo bólu pod żebrami nie chciałam, żeby poczuł, że ma jakąkolwiek władzę.
- Wizyta Karkarowa niby nie jest twoim wymysłem? - Warknął. - I o co chodzi z tą wymianą?
Był widocznie rozjuszony. Mimo iż czuł pewien respekt, to tym razem wyzbył się wszystkiego i poddał się gniewowi. To było do niego niepodobne, gdyż Severus kojarzył mi się zawsze ze stoickim spokojem i opanowaniem. Ja natomiast zaśmiałam się na te pytania, co wprawiło Snape'a w pewne zakłopotanie.
-Drogi Severusie, gdybyś uczestniczył w spotkaniach to wiedziałbyś doskonale co się dzieje - odparłam z uśmiechem.
- Nie baw się ze mną. Wiesz doskonale dlaczego na nie nie uczęszczam - warknął.
- Owszem wiem, ale w dalszym ciągu tego nie rozumiem - odparłam spokojnie po czym zastanowiłam się. - Nie wiem jak mam potraktować taką postawę - dodałam patrząc na niego z pewnym grymasem.
- Czarny Pan...
- Nie żyje - przerwałam mu gniewnie. - Toma aktualnie tu nie ma. JA przejęłam kierownictwo i to ja realizuję SWÓJ plan. Radzę ci się dostosować, bo nie toleruję jakiejkolwiek zdrady - warknęłam bez śladu uśmiechu na twarzy. -  Albo się przyłączysz, albo się odwrócisz, co przyniesie ci nieszczęście. Nie masz trzeciej opcji - dodałam spokojniej. Severus słuchał mnie uważnie. Nie był w żadnym stopniu zakłopotany, zły, czy przestraszony. Przybrał swoją opanowaną postawę. Gdy zamilkłam, Snape odezwał się cicho:
- Nie zapominaj, że jakby na to nie patrzeć, realizujesz plan Czarnego Pana. Mimo że jego tu nie ma to nadal mu podlegasz i nie możesz nic z tym zrobić. Jesteś głupia, bo nie widzisz jak bardzo cię wykorzystuje - powiedział po czym odwrócił się szybko i oddalił się.
Ja natomiast nadal stałam na schodach i tylko patrzyłam na jego plecy. Ogarnęła mnie taka wściekłość, że czułam się jakby ze mnie kipiało. Nabrałam szybko powietrza po czym z impetem uderzyłam pięścią w ścianę. Od razu poczułam silny ból w kostkach. Rozluźniłam dłoń i wypuściłam powietrze nosem. Opanuj się, pomyślałam. Ruszając obolałymi palcami skierowałam swoje kroki w stronę Pokoju Ślizgonów. Wypowiedziałam cicho hasło i weszłam do środka. Pomieszczenie było puste, wszyscy byli na zajęciach. Zajęłam więc szybko fotel, by się uspokoić. Jednak ta uwaga za bardzo mnie rozjuszyła. Nie gniewałam się dlatego, że Snape podważa mój autorytet, gdyż w pewnym sensie wiem jaki jest i nie winię go za to, a bardziej cenię. Rozgniewało mnie to, iż miał cholerną rację. Mimo że Tom nie żyje nadal realizuje się jego plan. To wszystko nie miało na celu sprawdzenie mnie, danie mi szansy, czy inne gówno. Robi to jak zwykle dla siebie, tylko dalej nie wiem dlaczego. Co to wszystko ma znaczyć. Tom nie poświęciłby się dla mnie. Nie potrafi współczuć ani się zżywać z kimkolwiek. Muszę się zatem dowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi. Tylko od czego zacząć... Wypytałabym o wszystko Bellatrix, choć wątpię, że wie więcej ode mnie w tej sprawie. W bibliotece nie wiem za bardzo gdzie tego szukać. Poza tym nie mam kogo spytać...
Zastanawiając się nad tym, gdzie znaleźć odpowiedź na moje pytanie, nie zauważyłam kiedy zasnęłam. Obudził mnie cichy szept. Jęknęłam niezadowolona i przetarłam oczy.
- Wstawaj śpiąca królewno - usłyszałam. Otworzyłam więc oczy i ujrzałam, z początku rozmazanego, lecz z każdą chwilą coraz bardziej wyraźnego Malfoy'a. Ślizgon kucał przy fotelu, który oblegałam i delikatnie gładził moją dłoń. Na twarzy jaśniał jego troskliwy uśmiech. - Przegapisz obiad.
- Ja? Obiad? Nigdy - mruknęłam przeciągając się lekko, uważając na świeżo zasklepioną ranę. Draco zaśmiał się i odsunął lekko, bym mogła wstać. Podniosłam się więc z fotela, a chłopak wyprostował się. Spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem. Wtem dostrzegłam brzydkiego siniaka na jego kości policzkowej po lewej stronie. Draco chyba zauważył mój wzrok, gdyż odwrócił głowę tak, abym nie widziała rany.
- Co ci się stało? - Spytałam zdziwiona.
- Nic takiego - odparł szybko i uśmiechnął się. - Chodźmy na Wielką Salę - dodał ciszej, odwracając się w stronę wyjścia, lecz ja nie ruszałam się z miejsca. Chwyciłam go za ramię, by nigdzie nie uciekł, a drugą ręką ujęłam jego brodę. Początkowo stawiał dość duży opór, lecz ostatecznie odwróciłam jego głowę, trzymając go mocno i przyjrzałam się siniakowi. Bliżej temu jednak było do krwiaka, gdyż przybrał brzydkie kolory fioletu i czerwieni, a obrzeża były wręcz żółte. Draco oddychał nerwowo. Czułam pod palcami jak zaciska zęby. Spojrzałam mu w oczy, lecz ten wbijał wzrok gdzieś przed siebie. Starał się mieć zacięty wyraz twarzy, lecz czułam, że to tylko maska, pod którą coś skrywa.
- Draco, co jest? - Spytałam cicho. Ten tylko ruszył gwałtownie głową, uwalniając się z mojego uścisku. Nadal jednak mocno trzymałam jego ramię. Nie patrzył na mnie. Wzrok spuścił na podłogę. Widziałam jak nadal mocno zaciska zęby, gdyż dostrzegłam ruch na jego żuchwie. Zaniepokoił mnie ten widok. Dopiero teraz dotarło do mnie, że w ostatnie dni, gdy przebywałam w Skrzydle Draco przychodził do mnie jedynie wieczorami, a krzesełko przestawił w ten sposób, bym nie widziała jego lewego profilu. Zmartwiłam się.
- Draco... - wyszeptałam.
- Możemy teraz o tym nie mówić? - Spytał dość ostro, lecz równocześnie trochę błagalnie, patrząc mi w oczy. Pokiwałam delikatnie głową, czując się strasznie mała w tej sytuacji. Nie wiedziałam jak na to zareagować, gdyż pierwszy raz poczułam tak silne zaniepokojenie pewną osobą. Martwiłam się, nie wiedziałam o co chodzi i jak mogę pomóc w związku z tym. Draco uśmiechnął się ledwo zauważalnie, po czym wypuścił powietrze, uspokajając się. Pogładził mnie po policzku, a następnie ujął moją dłoń i ruszył na Wielką Salę, a ja w ślad za nim.

***
Na wieczór postanowiłam zabrać butelkę ognistej i udać się do Gryffonów. Byłam bowiem coś winna pewnej istocie. Poczekałam chwilę przed obrazem Grubej Damy i wdarłam się do środka zaraz za jakimś młodszym ode mnie uczniem. Szybko przeczesałam wzrokiem Pokój Wspólny. Nie było tam zbyt wielu osób. Bagatelizując to już miałam ruszać w stronę schodów, gdy nagle spostrzegłam siedzącą w kącie rudą czuprynę, a zaraz obok Riley. Dziewczyna była wtulona w Weasley'a, który obejmował ją bardzo czule. Hart opowiadała coś Gryffonowi, na co ten przytakiwał spokojnie głową z cudownym uśmiechem na ustach. Nie miałam zamiaru przeszkadzać. Ruszyłam więc na schody i odnalazłam dormitorium, w którym kiedyś miałam już przyjemność gościć. Zapukałam krótko i nie czekając na odpowiedź zajrzałam do środka. Na jednym z łóżek siedziała Hermiona i czytała jakieś grube tomiszcze. Gdy otworzyłam drzwi od razu wbiła we mnie swój podejrzliwy wzrok. Tak samo jak pewna dziewczyna na drugim łóżku.
- Nie przeszkadzajcie sobie. Ja tylko na chwilę - mruknęłam i bez ceregieli wparowałam do środka. Butelkę położyłam na łóżku Hart po czym rozejrzałam się.
- Ty jesteś Rebekah, prawda? - Zagaiła Granger.
- We własnej osobie - mruknęłam odnalazłszy skrawek pergaminu na szafce nocnej Riley. Ujęłam leżące obok pióro i naskrobałam szybkie podziękowanie i obietnicę, że jeszcze kiedyś wpadnę wypić ową butelkę.
- Nie nudzisz się w Hogwarcie? - Dosłyszałam słowa Gryffonki. Spojrzałam na nią lekko zdziwiona.
- W jakim sensie?
- Jesteś dobra w czarach. Co tu robisz, będąc dojrzałą czarownicą? - Spytała Hermiona, patrząc na mnie z zaciekawieniem. Wzruszyłam ramionami.
- Pytaj mojego brata. To on miał takie widzimisię - odparłam spokojnie i położyłam karteczkę na butelce whisky.
- Brata? - Zdziwiła się.
- Był moim opiekunem, gdyż rodzice zmarli. Uwaga, wiadomość z ostatniej chwili, brat także - powiedziałam ze stoickim spokojem, patrząc na dziewczynę o kasztanowych włosach, związanych w kucyk. Dostrzegłam jak nagle się rumieni.
- Przepraszam... Nie powinnam - wymamrotała cicho.
- Nie wiedziałaś - poprawiłam ją równie spokojnie, co wcześniej i ruszyłam do drzwi. - Przepraszam za najście, cześć - dodałam nim zamknęłam drzwi. Następnie szybko opuściłam Pokój Wspólny Gryffonów. Są zbyt ciekawscy z tego co zauważyłam. Nie podobało mi się to.
Udałam się do nory Ślizgonów. Tam towarzystwa było znacznie więcej. Szybko jednak przecisnęłam się przez tłum i pognałam do dormitorium. W środku była tylko jedna z dziewczyn. Nie zwracałam nawet na nią uwagi. Ostatecznie nie wiem kto to był. Chyba zadała mi jakieś pytanie. Ja jednak przebrałam się w piżamy i szybko wskoczyłam do łóżka. Okryłam się szczelnie kołdrą, nie chcąc wdawać się w żadną niepotrzebną dyskusję. Chciałam mieć święty spokój,więc bardzo szybko zasnęłam.


































Dość krótki, dość nieskładny i dość szybko dodany. Wszystko po staremu oprócz tego, że szybko powstał. Mam nadzieję, że nie jest aż tak bardzo nudny i da się przez niego jakoś przebrnąć. Niezbyt mi się podoba tak btw. Jest o niczym.. Zbyt nudny... Ale cóż. Zachęcam jednak do komentowania i dzielenia się własnymi spostrzeżeniami. Pozdrawiam Was cieplutko,
~T

Komentarze

  1. Doskonale rozumiem niechęć Rebeki do interakcji z obcymi, traktowania ich jak powietrze - w pewnym momencie człowiek musi/chce skupić się tylko na istotnych sprawach. A obcy do nich nie nalezą.

    Nie zrozumiałam w czym Snape ma rację, ale bardzo dobrze rozumiem wsciekłość Rebeci jako reakcję na ból ;)

    No i ten Draco cudowny, pojawia się zawsze, gdy jest jakis kryzys - tak ciepło, subtelnie, wręcz mistycznie xd Uwielbiam go :D a o siniaka niech sie nie martwi, zejdzie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nawet nie wie aż jak sie ciesę, że kolejny rozdział tak szybko dodałaś ❤
    Oh damn, szkoda mi Draco, podejrzewam, że maczał w tym palce cudowny Lucjusz... Znaczy sie tylko zgaduję, ale to jakkolwiek prawdopodobne.
    I ten fragment o troszczeniu i martwieniu się o Draco, bardzo się cieszę, że im wychodzi razem 😄
    A za Hermioną nigdy nie przepadałam i to zachowanie aż tak bardzo mnie nie dziwi. Dobrze zareagowała Rebekah, irytacja jest jak najbardziej wskazana i zrozumiała.
    Pozdrawiam i mam nadzieję, że kolejne rozdziały będą równie szybko ❤

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

EPILOG

rozdział XLII

rozdział XXXIII