rozdział XXV

Starałam się dosięgnąć różdżki, lecz nie mogłam jej wydobyć spod długiego płaszcza. Pracę utrudniał mi również rozwścieczony mężczyzna, który dysząc mi w twarz, skutecznie mnie unieruchamiał.
- Już nie jesteś taka dzielna bez brata? - Zakpił z widoczną satysfakcją.
- Cokolwiek chcesz zrobić, przysięgam, że cię znajdę i zabiję - wycedziłam przez zaciśnięte zęby. Ostatni raz szarpnęłam rękoma, lecz mężczyzna zbyt mocno mnie trzymał. W odpowiedzi dostałam szyderczy śmiech. Następnie czarodziej wymierzył mi dwa mocne uderzenia w twarz. Moja głowa odskoczyła na bok. Natychmiast poczułam mocny ból po prawej części twarzy. Gdy usłyszałam bezradny krzyk Malfoy'a, który nie mógł nic zrobić, a przed oczami mi pociemniało, poczułam jeszcze jedno uderzenie w to samo miejsce. W tym momencie moje ciało zaczęło mocno odczuwać skutki grawitacji i gdy zaczęłam się zsuwać po ścianie poczułam szarpnięcie w okolicy pępka. Nie miałam już siły na więcej, więc się poddałam i pozwoliłam żeby mrok mnie ogarnął.

***
Bardzo powoli zaczęły do mnie docierać różne bodźce. Najpierw usłyszałam czyjeś kroki w oddali. Bardzo spokojne i ciche. Następnie czułam jak biel pomieszczenia razi moje, zamknięte jeszcze oczy. Z grymasem powoli rozchyliłam powieki. Początkowo jasność oślepiła mnie i nie potrafiłam dostrzec szczegółów. Po chwili jednak wzrok wyostrzył mi się i ujrzałam jasny sufit. Zamrugałam parę razy próbując zatrzymać ćmiący ból głowy. Spojrzałam w lewo i dotarło do mnie, że leżałam na wygodnym łóżku z białą, miękką pościelą. Obok łóżka stał mały stolik, na którym znajdowała szklanka z wodą oraz pojedyncza, czerwona róża. Zmarszczyłam brwi niezbyt biegle łącząc wątki. Byłam bardzo zdezorientowana. Starając się myśleć racjonalnie spojrzałam ponownie w sufit. Wówczas poczułam, że coś trzyma moją prawą dłoń. Powoli przekręciłam głowę i ujrzałam Dracona. Siedział lekko skulony na krześle blisko mojego łóżka i spał. Mimo że Morfeusz zabrał go w spokojną krainę nadal trzymał moją dłoń, jakby bał się, że mogę gdzieś uciec. Spojrzałam na jego twarz. Był taki spokojny. Dzięki temu ja również poczułam się bezpieczniej. Jednak w pewnym momencie dostrzegłam, ledwo widoczne, lśniące smugi na jego policzkach. Spuściłam wzrok na jego rękę i dostrzegłam mokry skrawek rękawa jego koszuli. Ścisnęłam dłoń, która oplatała moją i delikatnie pogładziłam jego skórę kciukiem. Było mi tak dobrze w tym momencie. Nie obchodził mnie potęgujący się ból na wysokości żeber. Czułam, że komuś na mnie zależy i to dodawało mi otuchy oraz napawało spokojem.
Wtem Draco otworzył oczy i od razu spojrzał na mnie. Gdy zauważył, że moje oczy są wlepione w jego osobę, szybko poderwał się z oparcia i nachylając się nade mną, objął moją dłoń oburącz. Wbił we mnie swoje szare oczy, które szybko zrobiły się szkliste. Niezbyt chyba wiedział co powiedzieć, bo jedyne co zrobił to ucałował moje palce, gładzone przez jego dłoń. Uśmiechnęłam się delikatnie czując ten błogi spokój, a Malfoy zawtórował mi lekko nerwowym śmiechem.
- Naprawdę jesteś niezniszczalna - powiedział lekko zachrypniętym głosem.
- Nie tak łatwo jest się mnie pozbyć - odpowiedziałam cichutko, a uśmiech z jego twarzy nagle spełzł. Pojedyncza łza bardzo szybko spłynęła po jego policzku.
- Tak bardzo cię przepraszam - jęknął cicho.
Wydostałam dłoń z jego uścisku i dotknęłam jego mokrego policzka. Delikatnie pogładziłam jego skórę.
- Nie przepraszaj - mruknęłam. - Fakt, że jesteś tutaj dużo dla mnie znaczy - dodałam cichutko.
- Nie obroniłem cię...
- Dałam sobie jakoś radę. Nie myśl o tym - poprosiłam a ten ledwo zauważalnie pokiwał głową. Chyba nie przyjął tych zapewnień. Szybko otarł policzki mokrym już rękawem i spojrzał na mnie.
- Jak się czujesz? - Spytał cicho. Westchnęłam lekko i spojrzałam w sufit.
- Trochę jakby mnie hipogryf stratował - mruknęłam i odkryłam się kołdrą do pasa. Następnie podciągnęłam koszulkę. Byłam owinięta bandażem, który miał, dość sporych rozmiarów, krwistą plamę zaraz pod żebrami. Spojrzałam na to z lekkim grymasem.
- Dostałaś bardzo silnym zaklęciem. Pani Pomfrey podejrzewa, że to Sectumsempra. Jednak co by to nie było, nie może zaleczyć rany do końca. Resztę udało się w miarę wyleczyć i zostały jedynie siniaki lub blizny - wyjaśnił Draco.
Pokiwałam lekko głową i zakryłam bandaż. Następnie spojrzałam na okna za nim i ponownie zmarszczyłam brwi widząc wszechogarniający mrok na zewnątrz.
- Ile tutaj leżę?
- Znaleźli cię tego samego dnia wieczorem pod bramą Hogwartu. Dziś jest już niedziela - odparł cicho Ślizgon. Pokiwałam lekko głową, wbijając wzrok w okno. Dzień wyjęty z życia. Jak widać marnego życia. Wtem poczułam jak Draco zaczął gładzić moją dłoń. - Pamiętasz co się stało? - Spytał bardzo cicho i nieśmiało.
Wzruszyłam lekko ramionami, przyjmując bardzo obojętny wyraz twarzy. Nie spuszczałam wzroku z mroku, panującego za oknem.
- Zatargał mnie do jakiejś rudery i okładał. Testował jakieś zaklęcia do momentu, aż nie straciłam przytomności - powiedziałam dość oschle. Poczułam jak chłopak mocniej ścisnął moją dłoń. Spojrzałam na niego i dostrzegłam ogromne wyrzuty sumienia. Westchnęłam lekko. - Nie przejmuj się. Znajdę go.

***
Po długich zapewnieniach, że wszystko jest w porządku, Draco udał się do siebie, by w spokoju odespać noc. Odchodząc kilka razy powtórzył, że zajrzy do mnie z samego rana i zaraz po zajęciach. Powiedziałam żeby bez kawy nie wracał, na co zareagował dość nerwowym śmiechem i zniknął za drzwiami. Bardzo się przejął całą sytuacją. Wprawiało mnie to w lekkie zakłopotanie, bo zazwyczaj nikt tak nie panikował z mojego powodu. No nie licząc Bellatrix, która była przerażona wizją gniewu Toma i Egona, który zawsze przejmował się moimi poważniejszymi wypadkami. Poza tą dwójką nikt nie zwracał na mnie zbytniej uwagi. Tom w szczególności. Widział w tym słabość i zawsze kazał mi się uczyć zaklęć leczniczych, bym mogła sama doprowadzić się do porządku. Gniewał się na mnie, gdy dogorywałam gdzieś na podłodze, nie mogąc się podnieść. Zwykle w takich sytuacjach pieczołowicie zapewniał mnie jak nieporadna, słaba i niezdarna jestem. Następnie obdarowywał mnie jakimś policzkiem i zostawiał. Od dziecka przyzwyczajona do podobnego traktowania nie wiedziałam jak się zachować w sytuacji, gdy ktoś płacze nade mną, bo nie mógł nic zrobić.. To dość kłopotliwa sprawa.
Następnego dnia obudziła mnie pani Pomfrey z dawką mikstur jak dla konia i serią zaklęć leczniczych. Po wiązance niezbyt przyjemnych dla ucha słów, starania kobiety zaczęły przynosić efekty, a rana pod żebrami powoli zaczęła się zasklepiać. Spowodowało to dumny uśmiech na jej twarzy. Powiedziała, że gdy uda jej się zaleczyć ranę będę mogła wyjść ze Skrzydła. Następnie zostawiła mnie na pustej sali. Długo zajęło mi przyznanie, że rzeczywiście nie ma co tu robić. Fakt, cieszyła mnie cisza i spokój, ale nie potrafiłam leżeć w łóżku bezczynnie przez tak długi czas. Odkryłam się zatem i spróbowałam się podnieść. Bandaż i nie do końca zaleczona rana mocno mi w tym przeszkadzały. Opadłam więc na poduszkę poddając się przeszywającemu bólowi. Po chwili jednak zacisnęłam powieki i zerwałam się do pozycji siedzącej. Gdy pochyliłam się, a opatrunek mocniej zacisnął się na moim ciele, poczułam najpierw mrowienie a później silny ból. Jęknęłam cicho. Przysięgam, że znajdę tego kretyna.
Wtem drzwi od sali otworzyły się a do sali ktoś zajrzał. Spojrzałam w tamtą stronę i ujrzałam Riley, która rozglądała się po pomieszczeniu. Gdy zatrzymała wzrok na mnie uśmiechnęła się i wpakowała  do środka.
- Cześć, jak się czujesz? - Spytała Gryffonka i usiadła na krześle, które wcześniej okupował Malfoy. Spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się lekko.
- Dosyć dobrze. Nadal walczymy z tym gównem - odparłam, wskazując na żebra. Siedziałam skulona z lekkim grymasem na twarzy. Dziewczyna pokiwałam głową.
- Domyślam się. Pół koszulki było zapaćkane krwią - mruknęła. Spojrzałam na nią zdziwiona. Ta tylko uśmiechnęła się lekko.
- Skąd wiesz? - Spytałam, na co Ley wzruszyła ramionami.
- Znalazłam cię pod bramą szkoły - mruknęła niewzruszona. Wyprostowałam się lekko patrząc na nią. Musiałam mieć dość tępy wyraz twarzy, gdyż kontynuowała. - Zatargałam cię do zamku. Tam spotkałam Blaise'a, który pomógł mi zanieść cię do Skrzydła Szpitalnego.
- Dlaczego? - Spytałam dość cicho. Nie potrafiłam pojąć dlaczego ludzie tak bardzo się o mnie martwią. Jedyną osobą, która naprawdę się mną przejmowała był Egon. Poza nim nikt nie robił nic poza to, co konieczne. Jak oddychałam lub się ruszałam znaczyło, że żyję i dam sobie radę. Nic wielkiego. A tutaj Draco zadręcza się, że nie mógł nic zrobić, a Riley, jako osoba, którą znam bardzo krótko, pomaga mi.
- Tak się powinno robić - stwierdziła lekko zamyślona. - Podobno. Przynajmniej Kroto tak mówił - dodała i z uśmiechem spojrzała na mnie. - W porządku, nie musisz dziękować.
- Dziękuję - wypaliłam wyrwana z zamyśleń, na co Riley zaśmiała się. - Wybacz, to dla mnie... Niecodzienne - mruknęłam. Ta pokiwała głową spokojnie.
- Rozumiem. Obyś szybko wyzdrowiała. Wisisz mi ognistą - powiedziała z uśmiechem. Zawtórowałam jej.
- Nie ma sprawy - powiedziałam. Gryffonka spojrzała na zegarek na swoim nadgarstku.
- Czas na mnie. Snape będzie się wściekał, że znów spóźniam się na eliksiry - powiedziała wstając z krzesła. - Zdrowiej Bell i trochę więcej wiary w ludzkość - powiedziała z uśmiechem i ruszyła do wyjścia. - Nie wierzę, że ja to musiałam powiedzieć - mruknęła jeszcze i wyszła, zamkając za sobą drzwi.
Zaśmiałam się. Riley to chyba jedyna osoba, która ze stoickim spokojem znosi moje dziwactwa i nie ucieka na mój widok. To było miłe. Tak samo jak fakt, że zainteresowała się moją sponiewieraną osobą. Coraz więcej niespodzianek mnie spotyka w ostatnim czasie. Niebywałe.























Black, nie wiem jak to się dzieje, ale ostatnimi czasy się synchronizujemy z udostępnianiem postów :o
Mimo wszystko to znowu ja. Mam nadzieję, że nie macie koszmarów przeze mnie. Rozdział jest dość krótki. Chciałam to wszystko trochę uspokoić, ale też nie chciałam sprzedawać Wam przemielonej papki. Za dużo już tego było. Zachęcam jednak do dzielenia się swoimi opiniami i życzę Wam miłego dnia lub też nocy :)
~T

Komentarze

  1. Moja najukochańsza, jeśli mamy się zgrywać z rozdziałami to aż mi się twarz cieszy 😄 Mam co czytać, a twoje wypociny szczególnie kocham ❤
    A co dor rozdziału to jakiś debil mógłby coś tak okrutnego zrobić. Pewnie Śmierciożerca starej daty...
    Strasznie, strasznie podoba mi się postawa Dracona, jest taki uroczo opiekuńczy ❤
    No i ta Riley, wydaje się w porządku XD Ktoś musiał przygarnąć człowieka spod bramy XD
    Damn, szkoda, że tak krótko, ale mam nadzieję, że kolejny rozdział będzie równie szybko.
    Pozdrawiam i czekam, Black 🐙

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawy rozdział o cierpieniu i jego konsekwencjach, oryginalna osobowość Bell - chyba dosyć niecodzienna, prawda? Przynajmniej odnoszę takie wrażenie..

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

rozdział XXIII

rozdział XXXII

Nominacja do 'Liebster Award'