rozdział XII

Sobota nadeszła dość szybko, lecz nie był to dzień, w którym dane mi było się wyspać. Wstałam bowiem o 4 rano bez jakiejkolwiek przyczyny. Starałam się zasnąć, ale na nic się to nie zdało. Postanowiłam zatem założyć ciepłe skarpetki i wyruszyć w podróż. Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Wcześniej jednak stanęłam przed lustrem w moich krótkich, czarnych spodenkach i grubej szarej bluzie i związałam swoje długie, blond włosy w wysoki kucyk. Wypuściłam parę kosmyków na czoło, co miałam w zwyczaju i stwierdziłam, że jestem gotowa. Chwyciłam za różdżkę, którą schowałam za plecami, wsuwając ją za gumkę od spodni, uzbroiłam się w książkę i wyszłam z pokoju. Zeszłam po schodach trafiając do Pokoju Wspólnego. Podbiegłam do fotela, który usytuowany był najbliżej kominka i rozwaliłam się na nim. Zaczęłam czytać swoją książkę, lecz po paru zdaniach stwierdziłam, że bez kawy się nie obejdzie. Zostawiłam więc książkę na fotelu, nie spodziewając się tam nikogo przez parę najbliższych godzin i wyruszyłam na poszukiwanie kofeiny.
Długo zajęło mi knucie skąd pozyskać trochę kawy, aż w końcu odnalazłam kuchnię. Gdy zajrzałam do środka zastałam opustoszałe, ogromne pomieszczenie z mnóstwem kuchenek, kilkoma lodówkami, metrami blatów i wieloma garnkami.
-Tu nie wolno pani wchodzić -zapiszczał mały skrzat, który nie wiadomo kiedy pojawił się pod moimi nogami.
-Tak, wiem, ale nie mogę zasnąć i stwierdziłam że już mi się to nie uda więc pomyślałam, że znajdę tu duży kubek dobrej kawy -powiedziałam z najłagodniejszym uśmiechem, na jaki było mnie stać.
Skrzat wsparł się na biodrach, popatrzył na mnie po czym  pokręcił głową z politowaniem. Następnie ruszył wgłąb kuchni.
-Dziękuję -rzuciłam za nim uradowana.
Wracając do pokoju Ślizgonów starałam się nie wylać nalanej do pełna kawy. Skrzat był dla mnie bardzo uprzejmy i uraczył mnie tak ogromnym kubkiem, który ledwo trzymałam w obu dłoniach. Wypowiedziałam hasło i weszłam do pokoju. Gdy spojrzałam na zarezerwowany wcześniej fotel, ku mojemu zdziwieniu, ujrzałam na nim wpółnagiego Blaise'a. Siedział rozwalony na fotelu i czytał moją książkę z zafascynowaniem. Gdy przekroczyłam próg pomieszczenia, uniósł wzrok i spojrzał na mnie z uśmiechem.
-Ooo Rebekah! Domyślałem się, że to twoje -powiedział pogodnie, unosząc niedbale książkę do góry.
-Uważaj -syknęłam, widząc jak Ślizgon wygina okładkę.
Ten odłożył książkę na stoliku i spojrzał na mnie uradowany.
-Widzę, że poranny ptaszek z ciebie -zagadnął chłopak.
-Trochę. Z ciebie chyba też -burknęłam stawiając kubek obok książki.
-Malfoy często mówi przez sen, co nie daje spać -odparł z uśmiechem Zabini.
-Rozumiem -odparłam siadając na fotelu obok. -Co tam bełkocze? -Spytałam przytulając się do poduszki z wyszytym wężem.
-Aaa takie tam. Coś o smokach, o żelu do włosów, jak bardzo zabujał się w Bell -wymieniał wyliczając na palcach.
-Przestań -zaśmiałam się, uderzając go w jego wystające zza fotela nogi. Nie wiedziałam jak na to zareagować bo było to dla mnie co najmniej krępujące. Nie czułam nic do Dracona. Do nikogo nie czułam nic głębszego.
-Tak było -zarechotał Ślizgon po czym oparł głowę na oparciu fotela i spojrzał na mnie. Jego wzrok zsunął się na moją nogę, pokrytą w dużej części szeroką blizną. -Po czym to? -Spytał spokojnie.
Zerknęłam na szramę po czym ujęłam kubek z kawą.
-Parę lat temu drasnął mnie ponurak -odparłam i napiłam się.
Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony.
-Ale przecież to omen śmierci. Jakim cudem jeszcze tu jesteś? -Wybełkotał Blaise.
Zaśmiałam się cicho.
-To bzdury wymyślone przez nasze babcie, żeby dzieciaki nie wchodziły do lasu bez różdżek, bo się zgubią. Ponurak to ogromny pies. Faktycznie, jest przerażający, bo mierzy o wiele więcej niż przeciętny kundelek, ale nie jest omenem. Może być powodem śmierci, gdy zaatakuje. Miałam to szczęście, że uszłam z życiem, ale mam pamiątkę -powiedziałam i znów siorbnęłam kawy.
-Zawsze byłem uczony, że to zwiastun śmierci -mruknął spojrzawszy w kominek.- Ciekawe...
Pokiwałam głową i chwyciłam za książkę aby odszukać fragment, na którym skończyłam. Następnie wyciągnęłam rękę z kubkiem w jego stronę.
-Chcesz? -Mruknęłam nadal wertując książkę.
-Chętnie -odparł wesoło chłopak i ujął kubek z kawą. Po chwili ciszy, przerywanej jego siorbaniem i moim kartkowaniem książki Zabini znów zagaił.- W 'Proroku' piszą, że Czarny Pan gdzieś się zaszył.
-To znaczy? -Mruknęłam spokojnie, nie unosząc wzroku znad odszukanego fragmentu.
-No że śmierciożercy się uspokoili i podejrzewają, że Czarny Pan gdzieś zniknął -odparł spokojnie i spojrzał na mnie. Ja jedynie pokiwałam głową, nie mając na to żadnej odpowiedzi.- Nie ciekawi cię to?
-Czy ja wiem... Nie masz kontaktu ze śmierciożercami żeby bezpośrednio zaczerpnąć informacji? Tylko czytasz to gówno -mruknęłam spojrzawszy na niego.
-Kiedyś mam nadzieję, że będę miał -powiedział trochę pochmurnie i oddał mi kubek.
-Kiedyś? -Spytałam niepewnie.
Ten westchnął lekko po czym nachylił się by być bliżej mnie i spojrzał na mnie przenikliwie.
-Nie jesteś głupia, siedzisz w tym wszystkim, prawda? -Spytał bez cienia tamtego uśmiechu na twarzy.
Trochę oniemiałam, ale zamknęłam książkę, przykładając palec na stronie, na której skończyłam po czym spojrzałam na chłopaka.
-No tak -odparłam cicho.
-Chyba jesteś świadoma, że za dużo szlam i mugolaków pląta się między nami. Poza tym Ministerstwo to jeden wielki składzik patałachów, którzy nie wiedzą co robią. Chyba zgodzisz się ze mną, że to Czarny Pan zasługuje na władzę -powiedział z pełną powagą Zabini. Pokiwałam jedynie głową, zdziwiona tak szybkim obrotem sprawy. Blaise oparł się o fotel i spojrzał w kominek.- Chciałbym się wykazać i żeby Czarny Pan mnie zauważył -dodał ciszej.
Spojrzałam na niego z delikatnym uśmiechem po czym wróciłam do książki.
-Może niedługo Blaise -mruknęłam cicho

***
Chwilę przed godziną 16 pojawiłam się przed salą, gdzie nauczał profesor Snape. Oparłam się o ścianę i wlepiłam wzrok w podłogę zmęczona. Długi czas odrabiałam zadania a resztę czasu poświęciłam na czytaniu więc moje oczy wręcz błagały o litość. Wtem drzwi od sali Nietoperza otworzyły się. Weszłam do środka uprzednio mówiąc 'Dzień dobry' i spojrzałam na nauczyciela o wiecznie tłustych, czarnych włosach. Ten odpowiedział mi, spuszczając wzrok na moją lewą rękę po czym wskazał mi półki z pustymi, lecz niemiłosiernie brudnymi fiolkami.
-Życzę powodzenia... Panno Bell -mruknął tylko Snape i pospiesznie wyszedł zamiatając swoją szatą.
Spojrzałam za nim niepewnie po czym wzięłam się do roboty, bo miałam jej nie mało. Żeby umyć wszystko za jednym razem musiałabym chyba siedzieć tam do północy, więc czasami pomagałam sobie magią, by skończyć o jakkolwiek przyzwoitej godzinie. Miałam bowiem w zamiarze odespać tę straszną noc.
Po paru godzinach, gdy byłam już przy końcu a wodę w misce wymieniałam chyba z 15 razy, w sali pojawił się Severus.
-Dobra robota Bell. Możesz już iść -mruknął jeszcze bardziej ponuro niż wcześniej.
Spojrzałam na niego i wstałam z ziemi. Jedynie kiwnęłam głową zmęczona i ruszyłam w stronę wyjścia. Wtem Snape przytrzymał zamknięte drzwi dłonią, zagradzając mi tym samym drogę. Spojrzałam na niego skołowana a ten świdrował mnie surowym wzrokiem.
-Masz coś do ukrycia? -Spytał przenikliwym głosem.
-Niby co? -Mruknęłam zachowując spokój i nie okazując żadnych oznak niepokoju, które mi nawet nie towarzyszyły.
-Maczasz palce w czarnej magii -wypalił oskarżycielsko.
-Bo w kilka godzin udało mi się umyć prawie wszystkie fiolki po eliksirach? -Prychnęłam kpiąco.
Ten zrobił krok w moją stronę, lustrując mnie surowym wzrokiem.
-Nie baw się ze mną. Zajmujesz się czarną magią.
-A pan nie? -Spytałam lekko przekrzywiając głowę i obdarzając go tym samym wzrokiem co on mnie.
Severus milczał przez chwilę, po czym złapał moją lewą rękę i uniósł ją do góry. Ciągle patrzył mi w oczy.
-Co to jest? -Warknął groźnie, wbijając mi palce w nadgarstek, na którym znajdowała się czarna czaszka z wężem.
W tym momencie przeklęłam siebie w myślach najgorzej jak potrafiłam. Zwykle ukrywałam znamię pod długimi rękawami, ale dziś z powodu zmęczenia tego nie zrobiłam. W domu nigdy na to nie uważałam, bo było to dla mnie normalne.Teraz jednak poczułam się jak szczeniak, który nie potrafi ukryć gdy coś nabroi.
Znamię ostro zapiekło pod jego uściskiem, lecz nie dałam po sobie tego poznać. Spojrzałam mu odważnie w oczy.
-Coś co powinieneś szanować Severusie -powiedziałam ze spokojem, ale pewną groźbą w głosie.
Jego postawa delikatnie się zmieniła. Nie był już taki pewny siebie, co tak bardzo chciał w tym momencie ukryć. Spojrzał na znamię i doszukał się w nim uderzających podobieństw do Mrocznego Znaku. Następnie znów spojrzał na mnie.
-Nie tym tonem -powiedział chłodno. Uwolniłam się z uścisku jednym, gwałtownym ruchem ręki.
-Bo co? Naskarżysz Dumbledore'owi? -Zakpiłam. Wiedział z kim ma do czynienia. Próbował nie stracić pozycji agresora, ale miał świadomość, że jest o wiele niżej.
-Kim jesteś? -Spytał ciszej i z większym dystansem.
Uśmiechnęłam się delikatnie. Snape nie jest głupi. Za to tak bardzo go szanowałam.
-Skoro zna pan prawdę to nie mam po co kłamać -powtórzyłam swoje własne słowa, na co on skrzywił się lekko.
-Kim jesteś? -Powtórzył chłodno.
-Nazywam się Rebekah Riddle -odparłam spokojnie.
Twarz Severusa zmieniła się. Nie okazywał już tej surowości i ogromnego dystansu. Na dźwięk tego nazwiska jakby się skurczył, stał się bardziej uległy. Może trochę przestraszony. Wlepiał we mnie zaskoczone oczy, a ja jedynie się uśmiechnęłam.
-Mam nadzieję, że rozumiesz, iż to ma zostać między nami, Severusie -mruknęłam. -Chyba nie chcesz żeby Tom zawiódł się na twojej kompetencji?
-Jesteś jego siostrą, prawda? -Spytał cicho.
-Prawda. I nie jestem tu żeby myć twoje fiolki po eliksirach ani robić obszernych notatek aby zdać zadowalająco sumy -odparłam cofając się do drzwi. -Więc nie zmuszaj mnie do opowiedzenia o twoich poczynaniach bratu, gdy wróci.
-A więc to prawda, że Czarnego Pana nie ma? -Spytał cicho
-Tymczasowo -odparłam i otworzyłam drzwi. -Uważaj na drugi raz Severusie -ostrzegłam i wyszłam z pomieszczenia, zostawiając go samego.















Krótkie to, ale treściwe. Tak mi się wydaje przynajmniej. Dla zbłąkanych dusz, które jeszcze tu są: proszę, nie zwracajcie większej uwagi na wiek. Zabini mówiący o tym, że chce zostać śmierciożercą w wieku 15 lat trochę burzy mi cały obraz, bo automatycznie jest brany za porywczego młodziana. Nie taki miałam zamysł. Opowiadania zaczęłam pisać 2 lata temu. Teraz mam lat 18 i bardzo bym chciała, żeby moja bohaterka również była w tym wieku, ale nic już nie zmienię niestety. Musi zostać tak jak jest, więc proszę, nie przywiązujcie do tego zbyt dużej uwagi.
Jeśli tu jesteś, daj jakiś znak życia. Naprawdę mile widziany komentarz :)
Chciałabym podziękować mojemu Black'owi za tak miłe powitanie. Czuj się zobowiązana kochanie, że czekam i na Twoje wypociny :)
Pozdrawiam Was cieplutko,
~T

Komentarze

  1. Hahhahaha, po pierwsze jak przeczytałam o dobrym kubku kawy to akurat brałam łyka swojej xd A po drugie jak przeczytałam poczynania Snape'a to aż tą kawą prychnęłam xd
    Wracasz do formy skarbie c:
    Kurczę, półnagi Zabini to coś co każdy powinien w życiu chociaż raz zobaczyć.
    Poza tym strasznie spodobało mi się to speszenie Bell jak usłyszała o Draco, aww :3
    Mam nadzieję, że kolejny rozdział będzie równie szybko, bo nawet mi się udało zebrać i coś naskrobać :D
    Kocham i pozdrawiam, Black

    OdpowiedzUsuń
  2. O, intrygujący ... ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten fragment spodobał mi sie najbardziej :D

    " I nie jestem tu żeby myć twoje fiolki po eliksirach ani robić obszernych notatek aby zdać zadowalająco sumy -odparłam cofając się do drzwi"

    <3

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

EPILOG

rozdział XLII

rozdział XXXIII