rozdział I

**10 lat później**
Siedząc na fotelu w domu mojego brata, rozmyślałam nad tym co się stało jakiś miesiąc temu. Albowiem wtedy Tom powrócił na dobre i odzyskał ciało. Zaczął swoje "rządy" dość charakterystycznie, gdyż zabił chłopaka z Hogwartu podczas Turnieju Trójmagicznego. Poza tym prawie dorwał Wybrańca-Pottera. Ten jednak mu uciekł. Tom był bardzo zły z tego powodu. Przez tydzień mordował szlamy, które napatoczyły mu się pod nogi. Przykre patrzeć na tak rozjuszonego braciszka... Przynajmniej wraca do formy.
Wstałam z fotela i zabrałam szklaneczkę wypełnioną ognistą whisky. Upiłam łyk i ruszyłam w stronę wyjścia z salonu. W tym celu ominęłam dużą ciemną kanapę oraz stojący obok niej fotel. Zostawiając na stoliku butelkę alkoholu ruszyłam po dużym, czarnym dywanie do wyjścia. Stając na podeście u progu salonu obejrzałam się na owe pomieszczenie. W dużym kominku na jego końcu płoną ogień, a za oknem świeciło słońce, ogrzewające salon. Regały po obu stronach pokoju napawały dumą przez liczbę książek, które się tam znajdowały.
Uśmiechnęłam się pod nosem i ruszyłam na korytarz. Na przeciwko wejścia do salonu znajdowały się ciemne drzwi wyjściowe. Obejrzałam się na boki. Korytarz jak zwykle był ponury i ciemny przez znikomą ilość światła. Dawały go bowiem małe lampki rozmieszczone na ścianach. Po mojej lewej stronie, na końcu korytarza, znajdowały się drzwi, które prowadziły do jadalni. Gdy spojrzałam w prawo ujrzałam schody. Ruszyłam w ich kierunku omijając drzwi prowadzące do lochów i weszłam na stopnie.
Gdy stanęłam na piątym schodku usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Automatycznie położyłam dłoń na tylnej kieszeni moich rurek, gdyż tam znajdowała się moja różdżka. Odwróciłam się ostrożnie i w korytarzu pojawił się długi, czarny cień osoby, stojącej w drzwiach. Zniknął on wraz z zamknięciem drzwi. Usłyszałam powolne kroki i szuranie szaty. Wtem na korytarzu pojawił się Tom.
Ten spojrzał na mnie bezwiednie. Widać, że był zdenerwowany.
-Witaj Rebeko -rzekł sucho.
-Witaj braciszku. Coś się stało? -Spytałam.
Ten ruszył powoli do salonu.
-Musiałem uśmiercić dwóch Śmierciożerców -odparł zmęczony.- Poza tym... Dostrzegasz dziwny paradoks?
Ruszyłam za nim i oparłam się o framugę salonu z lekkim uśmiechem.
-Dostrzegam -odparłam spokojnie.
Ten usiadł na fotelu i postukał palcami o pustą szklaneczkę, znajdującą się na stoliku obok niego.
Przewróciłam oczami i ruszyłam w jego stronę. Ujmując butelkę nalałam mu ognistej.
-Dlaczego ich zabiłeś? -Spytałam podając mu szklankę.
-Nie chcieli zabić jakiejś szlamy. Niezbyt mnie obchodziło dlaczego, więc rozwiązałem sprawę za nich -odparł spokojnie i upił alkoholu.
-Jak zwykle milusi -stwierdziłam z lekkim uśmiechem i ruszyłam do wyjścia z salonu. Ruszyłam po schodach i znalazłam się na piętrze, które względnie było jednym długim korytarzem obwieszonym ramkami z obrazami. Znajdowało się tam sześć par drzwi. Drugie po prawej stronie prowadziły do mojego pokoju. Weszłam do środka.
Otoczył mnie syf, czyli codzienna codzienność. Ściany były koloru ciemnoczerwonego, a ciemną podłogę pokrywał biały, puchaty dywan. Po mojej lewej stronie znajdowało się ogromne okno, zajmujące pół ściany. Było ono połączone z wyjściem na balkon, które ukazywało mi piękno ogrodu na tyłach dworu. Zasłonięte były cienką i jasną zasłoną. Po lewej stronie okna, w kącie, stało duże łóżko zakryte czarną pościelą, a obok niego szafka nocna, na której, o dziwo, panował porządek. Wchodząc do pokoju, rzucają się w oczy dwie duże szafy, stojące na przeciwko drzwi. Po ich lewej stronie znajdowało się biurko zawalone pergaminami.  Z prawej strony szaf znajdowało się mugolskie radio oraz sterta płyt, które kocham. Po mojej prawej stronie znajdował się regał z książkami a obok niego fotel, na którym przesiadywałam gdy zagłębiałam się w lekturze. Obok owej szafki znajdowały się drzwi, prowadzące do mojej własnej łazienki. Pokój był oblepiony w plakaty mugolskich, ale również magicznych gwiazd muzyki, którą preferuję i tym podobne.
Z lekkim uśmiechem udałam się w stronę fotela, na którym usiadłam wygodnie i ujmując książkę, którą męczę od tygodnia, rozpoczęłam jej studiowanie.
***
Będąc w połowie książki zgłodniałam. Z faktu, iż jedzenie to ważna rzecz wstałam z fotela i pognałam na dół. Przeszłam korytarzem, zmierzając w stronę jadalni. Przechodząc obok drzwi do lochów usłyszałam stłumione śmiechy. Pewnie magiczny trójkącik plus mój brat już w komplecie.
Z lekkim uśmiechem, że okazałam się zboczeńcem na poziomie level expert, ruszyłam w stronę jadalni. Przeszłam obok długiego stołu i weszłam do kuchni. Tam kilka skrzatów pracowało nad obiadem. Podeszłam zatem do lodówki, wyjęłam niezbędne produkty, następnie chleb i stworzyłam cud natury zwany kanapką.
Z pełną gębą ruszyłam w stronę lochów. Otworzyłam drzwi i od razu uderzył mnie chłód bijący ze środka. Zeszłam po schodach na dół i otoczył mnie lekki mrok. Czułam się jak w jaskini, bo w prawdzie taki tam panował "wystrój". Ruszyłam korytarzem na jego koniec. Po drodze mijałam wnęki zamknięte kratami, a za nimi znajdowały się szlamy, które Tom tutaj przetrzymuje. Pchnęłam żelazne drzwi i weszłam do dużego pomieszczenia z długim, brązowym stołem na środku. Wystrój zmienił się kompletnie. Ściany nie było chropowate, a gładkie i pokryte ciemnobrązową tapetą. Pod podeszwami moich tenisówek pojawiła się miękka wykładzina. Jedynie kominek był tam pozytywnym elementem dekoracji. Wszystko inne wprowadzało w poważny i smętny nastrój, który zawsze tu panował podczas spotkań Śmierciożerców. Przy stole siedział Tom, obok Greyback i Bellatrix, natomiast Yaxley stał przy stole odwrócony plecami do drzwi, w których stała szesnastoletnia dziewczyna, czyli ja.
-O  czym rozmawiacie? -Spytałam wchodząc do środka.
-Planujemy dobrać się do Pottera -odparła Lestrange z uśmiechem.
-I jakie są plany? -Spytałam siadając na stole.
-Porwaliśmy ojca Granger i czekamy aż bohater Potter pomoże szlamci go odbić -odparła dumnie Lestrange.
-Pomysłowe -mruknęłam bez entuzjazmu.
-Nie podoba ci się? -Zdziwiła się kobieta.
-Szczerze mówiąc to nie -mruknęłam, a Śmierciożercy spojrzeli na mnie tępo.- Nie czujecie tego, że przyjmujecie najbardziej prymitywne rozwiązania? Myślicie jak tępi, mugolscy mordercy. Przepraszam, ale stać was na więcej -powiedziałam z lekkim uśmiechem.
-Zatem co proponujesz? -Spytał, zaintrygowany moim tokiem myślenia, Yaxley.
-Oh, czy ja wiem? Może uknuć jakiś spisek, albo coś w tym rodzaju?
Obecni patrzyli na mnie zainteresowani, a Tom gładził Nagini, wgapiając się we mnie.
-Wyślijcie szpiega do Hogwartu -powiedziałam po chwili.
-Malfoy? -Zapytał Greyback, a pozostali pokiwali z aprobatą głowami.
-Dobry pomysł -stwierdził Yaxley, a ja prychnęłam śmiechem.
-Wszyscy wiemy, że Lucjusz to tchórz, a jeżeli Draco miał pecha to odziedziczył tą cechę po ojcu. Nie da rady tego zrobić -powiedziałam spokojnie.
-Nie przesadzajmy. Dracon nie jest tchórzem. Zrobi to co chce jego ojciec -mruknęła lekko urażona Bellatrix.
-Bo zagrozi mu Crucio? -Prychnęłam.- Bez urazy, ale Draco robi to co mu każe Lucjusz, gdyż się go boi. Wbrew pozorom nie jest taki odważny na jakiego wygląda. Nie lepiej wysłać kogoś pewniejszego?
-Dobrze, zatem pojedziesz do Hogwartu -rzekł Tom.
Spojrzałam na niego i ryknęłam śmiechem.
-Nie ma mowy -powiedziałam z powagą.- Schlebiasz mi, że tak we mnie wierzysz, ale nie wbiję się w ich cudowne ubranka i nie wejdę między radosnych uczniów niezauważalna -dodałam spokojnie.
-To się postaraj -powiedział oschle i wstał.- Możecie już iść -dodał spokojnie, po czym Yaxley, Bellatrix i Greyback ruszyli do drzwi.
Patrzyłam za nimi tępo, a Lestrange uśmiechnęła się do mnie.
-Dasz radę -zaśmiała się i wyszła, a za nią niczym bezpański pies Greyback, a na końcu Yaxley.
Prychnęłam śmiechem nawet nie wiedząc co o tym myśleć i wstałam ze stołu po czym ruszyłam w stronę drzwi.
**Następnego dnia**
Obudziłam się w dość dobrym humorze. Wstałam z dużego łóżka i ruszyłam do łazienki. Tam umyłam zęby, pomalowałam się i uczesałam. Zrzuciłam piżamy i zostawiając je na podłodze ruszyłam w samej bieliźnie do sypialni, która była tuż obok łazienki. Ruszyłam w stronę szafy i wyciągnęłam z niej krótkie i lekko obdarte spodenki po czym założyłam je. Gdy szukałam podkoszulki drzwi za mną otworzyły się. Odwróciłam się poirytowana
-Puka się -warknęłam będąc bez koszulki.
Okazało się, iż w drzwiach stała uradowana Bellatrix w czarnej sukni, a w dłoni trzymała swoją maskę Śmierciożercy.
-Mamy misję -obwieściła z uśmiechem- a ty idziesz z nami.
Już miała wychodzić, ale zatrzymała się i spojrzała na mnie uważnie.
-Ładny stanik -stwierdziła i wyszła zamykając za sobą drzwi.
Pokręciłam głową z uśmiechem i wyjęłam z szafy krwistoczerwoną koszulkę po czym ją założyłam. Na nogi naciągnęłam swoje ulubione trampki po przejściach. Ruszyłam, w pełni gotowa by jeść, w stronę drzwi. Zeszłam na dół, gdzie stał Yax, Grey, Balla, Dołohow, Lucjusz i Karkarow.
-Gotowa? -Spytała Lestrange.
-Moment -odparłam i rzuciłam się biegiem do kuchni. Zabrałam stamtąd dwa tosty i wróciłam do Śmierciożerców, którzy już stali na dworze.
-Wiecie gdzie się spotykamy -mruknął do reszty Yaxley, widząc, że już dołączyłam do wesołej zgrai.
Mordercy założyli swoje maski po czym naciągnęli kaptury. Patrzyłam z lekkim uśmiechem jak zamieniają się w czarne mary, które w błyskawicznym tempie zaczęły się poruszać po niebie. Wtem Bella złapała mnie za nadgarstek i zamknęła oczy. Poczułam charakterystyczne szarpnięcie w okolicy pępka i chwilę później otoczenie wokół mnie się zmieniło.
Otoczyły mnie ubogie, drewniane domki. Stałam na wąskiej ścieżeczce usypanej piaskiem. Rozejrzałam się dookoła i dostrzegłam, że przynajmniej w dwóch domach panoszyli się Śmierciożercy i rozwalali wszystko w środku. Dalej widziałam dym przeplatany z ogniem, który pożerał drewno.
-Po co tu jesteśmy? -Spytałam gryząc tosta.
-Czarny Pan szuka jednego ze swoich horkruksów -odparła Lestrange.
-Tom? A po cholerę? Przecież to mała, mugolska wioska. Tutaj łapy Szlachetnej Ekipy Pottera nie sięgają -mruknęłam spokojnie.
-Nie pytaj się mnie tylko brata -odparła.- Szukaj diademu, wiesz jak wygląda -dodała i ruszyła przed siebie, wyciągając różdżkę.
Moja nadal tkwiła w tylnej kieszeni. Spojrzałam za nią spokojnie i dojadłam tosta po czym ruszyłam przed siebie. Ciągle mijałam uciekających w popłochu ludzi. Wszyscy byli przerażeni. Matki ściskając płaczące dzieci uciekały podczas gdy tak zwane "głowy rodzin" próbowały zatrzymać goniących ich zabójców.
Zabójców... Uśmiechnęłam się pod nosem na to słowo,
Gdy spokojnie skończyłam swoje śniadanie zwiedzając płonącą wioskę zaczęłam rozglądać się za horkruksem.
Chwyciłam za różdżkę i rozejrzałam się z uśmiechem. Dookoła walały się porozrzucane meble, płonące zabawki, wyważone drzwi. Słychać było ciągły krzyk, pisk bądź płacz dzieci.  Nie tylko odgłosy mugoli były słyszalne. Do moich uszu ciągle dobiegała melodia tworzona przez niszczenie drzwi, brzęk szkła i dźwięk wydawany prze pożerający domy ogień.
Spojrzałam na kolejne okno. Ujrzałam w nim wyblakłego i starego misia, któremu chyba wielokrotnie ktoś przyszywał ucho. Wtem zaczęły go oplatać małe rączki, ale nim zniknął za firanką coś błysnęło. Diadem. To on zalśnił na głowie pluszaka.
Ruszyłam w stronę owego domu. Chwyciłam za klamkę i pociągnęłam, by je otworzyć, ale okazało się, że drzwi są zamknięte. Wymierzyłam w nie zatem różdżką.
-Depulso -mruknęłam i w tym samym momencie drzwi wręcz odskoczyły ode mnie i opadły na podłogę.
Weszłam do środka. Znalazłam się w małym, wąskim i bardzo źle oświetlonym korytarzu. Otoczyły mnie lekko obdarte z farby ściany. Gdzieś w połowie korytarza wisiała jakaś ramka. Podeszłam do niej i spojrzałam na stare zdjęcie. Przedstawiało jakąś rodzinę w bezruchu. Wszyscy byli tacy szczęśliwi.
Przewróciłam oczami i ruszyłam w stronę najbliższych drzwi. Okazało się, że prowadziły one do ubogiego salonu. Rozejrzałam się i zdałam sobie sprawę, że jest to owe pomieszczenie, gdzie znajdował się tamten miś. Po prawej stronie bowiem znajdowało się okno, ukazujące uliczkę, na której przed chwilą stałam. Z lewej strony ujrzałam kolejne zamknięte drzwi. Podeszłam tam i otworzyłam je spokojnie. Pierwsze co ujrzałam to były dwie rurki wycelowane w moją twarz. Po chwili zorientowałam się co się dzieje. Pewien mężczyzna trzymał mugolską broń nazywaną pistoletem i i celował nią we mnie. Za nim natomiast stała kobieta. Trzymała dłoń na jego ramieniu. Prawdopodobnie jego żona. W kącie siedziała mała dziewczynka i mocno przytulała wyblakłego misia z diademem na głowie.
Znów spojrzałam na mężczyznę i zrobiłam krok w stronę progu.
-Stój -warknął mugol. W jego głosie słychać było lęk.
-Spokojnie. Ja tylko po jedną rzecz -powiedziałam szczerze.
-Nie! Wynoś się stąd -ryknął lekko poruszając bronią.
-Powiem w ten sposób: oddacie mi diadem z głowy tego misia to nic wam nie zrobię i sobie pójdę. Jeżeli nie chcecie współpracować to...
Rozległ się głośny huk.
Nie dokończyłam, gdyż mężczyzna odpalił broń, mierząc prosto w mój brzuch i chwilę później z dość dużej rany rozlała się krew.
Upadłam na kolana szargana bólem. Przed oczami pojawiły mi się mroczki. Uniosłam wzrok i spojrzałam na przerażonego swoim czynem mężczyznę.
-Nienawidzę cię -wycedziłam przez zęby po czym wymierzyłam w niego różdżką.- Sectumsempra -dodałam cicho.
Mugol upadł na ziemię, gdyż na lewej piersi pojawiła mu się duża rana, z której zaczęła sączyć się krew. Kobieta zaczęła krzyczeć przerażona, a dziecko płakać. Podniosłam się ostatkiem sił i ruszyłam w stronę dziewczynki niezdarnie.
-Oddaj diadem -wymruczałam cicho.
Ta jednak nadal ryczała. Schyliłam się zatem i szarpnęłam za horkruksa. Trzymając go pewnie w dłoni ruszyłam do wyjścia.
Siły bardzo szybko mnie opuściły, gdyż zaraz za płotem owego domu upadłam na ziemię. Zwinęłam się lekko z bólu i zamknęłam oczy.
Nawet nie wiem kiedy odpłynęłam i przestałam czuć cokolwiek.








Przepraszam za tak długą przerwę. Trzeba było jakoś zakończyć ten rok, żeby wstydu nie było. Poza tym rozdział miałam na 4 kartki więc z jeszcze większą chęcią wgapiałam się w sufit zamiast go przepisywać.
Z racji, że są wakacje postaram się dodawać częściej rozdziały.
Miłego dnia ;)
~T

Komentarze

  1. Trzy razy "TAK" przechodzisz dalej XD
    Woah... pokochałam tą dziewczynę od pierwszego akapitu prologu XD Mam nadzieję, że nigdy nie będzie po przeciwnej stronie niż Voldzio ^^
    Czekam na więcej i życzę Ci Weny XD
    Anubis

    OdpowiedzUsuń
  2. a już, kurdewa, miałem ładny komentarz i się chuj skasował.
    nosz jasna kurwa, mimo to niepokoi mnie stan Voldemorta.
    i wiesz, że bosko piszesz, bo kilka razy ci o tym wspominałam (ta,kilka) c:
    podoba mi się Bekah i Bella.
    badź większym zboczeńcem, pozdrawiam c:

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

EPILOG

rozdział XLII

rozdział XXXIII