rozdział XXX
Od tamtego momentu Rebekah bardzo się przede mną otworzyła. Zaufała mi i opowiedziała więcej o sobie. Dowiedziałem się wielu strasznych rzeczy, lecz bardziej jej współczułem niż się gniewałem czy odczuwałem obrzydzenie. Opowiedziała mi o swoim krótkim pobycie w mugolskim domu dziecka, z którego zabrała ją Bellatrix. Jak się później okazało zrobiła to ze względu na własne korzyści. Mózg Lestrange bowiem analizuje wszystkie możliwości pod tytułem "Jak przypodobać się Czarnemu Panu". Zatem zabrała małą Rebekę i zaczęła ją wychowywać, ucząc od najmłodszych lat zaklęć. Bella domyślała się, że Bekah może się przydać Voldemortowi, dlatego postanowiła jak najlepiej przygotować ją na taką możliwość, lecz Lestrange słynie ze swojego wybuchowego charakteru. Nie raz zdarzało jej się ukarać Rebekę za jej nieposłuszeństwo lub mniemaną nieudolność. Jednak Bekah robiła wszystko by przypodobać się ciotce. Bez zająknięcia stosowała tortury na polecenie Bellatrix, czy zabijała mugoli. Mimo złego traktowania uznawała ją za autorytet i to miało duży wpływ na jej późniejsze wychowanie. Opowiadała mi również jak była przy torturach na rodzicach Neville'a. Najbardziej przeraziła mnie jednak obecność Voldemorta w jej życiu. Mimo że powrócił on rok temu to to nie było ich pierwsze spotkanie. Rebekah opowiadała o tym jak zjawiał się pod postacią czarnej mary w jej pokoju. Jak kładł jej do głowy różne hasła gdy spała. Mówiła jak ją karcił gdy przychodził pod postacią Quirrella. Nie raz dostawała od niego w twarz. Rebekah pokazuje się ze strony bardzo odważnej osoby, jednak wtedy przyznała mi, że bała się każdego ich spotkania, gdyż ganił ją niemal za wszystko. Nie potrafię pojąć w jakim strachu musiała żyć przez tyle lat, a teraz zachowuje takie opanowanie. Opowiadała mi to wszystko bardzo spokojnie. Czasem tylko ze śladami łez w oczach. Mimo wszystko starała się tego nie okazywać. Znów założyła swoją maskę i wróciła Rebekah, którą poznałem parę miesięcy temu.
**perspektywa Riddle**
Ostatnie dni były dla mnie jak jedna wielka papka, z której nie potrafiłam oddzielić nocy od dnia, a czasem snu od rzeczywistości. Niemal odwróciły mnie na lewą stronę i wyprały doszczętnie. Jestem wdzięczna Draconowi za jego pomoc, której do chwili obecnej nie potrafię pojąć. Nie wiem bowiem jak mógł pomagać mi po tym wszystkim. Nie rozumiem jak teraz może na mnie patrzeć z taką troską, mimo rzeczy jakie mu opowiedziałam. Jednak potrzebowałam tego. Potrzebowałam wylać to wszystko ze środka i chyba pierwszy raz nie było przy tym Egona. Draco jednak świetnie wywiązał się z zadania. Nawet Blaise zniósł moje krzyki i niemal nieustanny płacz. Nie potrafię zrozumieć takiego zachowania, a tym bardziej podziękować za nie. Nawet teraz, gdy siedziałam wraz z Draconem na transmutacji, nie wiem jak mógł swobodnie trzymać moją dłoń pod ławką i ze spokojem słuchać słów McGonagall. Dziwię się, że jeszcze nie krzyczał na tej sali, że obok niego siedzi bezwzględny morderca, zbrodniarz, potwór. Zamiast tego gładził wierzch mojej dłoni kciukiem, zerkając na mnie co jakiś czas.
Po bardzo szybkim obiedzie na Wielkiej Sali z delikatnym uśmiechem na ustach ruszyłam razem z nim do dormitorium. Ślizgon zatrzymał się pod drzwiami z numerem 5 i nagle objął mnie ramieniem, a drugą ręką chwycił pod kolanami, unosząc mnie bardzo szybko i sprawnie. Wręcz zachłysnęłam się powietrzem zaskoczona tym zachowaniem. Spojrzałam na niego i gdy ujrzałam ten wspaniały uśmiech, zawtórowałam mu i zarzuciłam mu ramiona na szyję. Draco musnął ustami moją szyję i otworzył drzwi zaklęciem Alohomora. Gdy przekroczył próg pchnął drzwi nogą i ruszył w stronę swojego łóżka. Zaśmiałam się cicho w jego ramię. Malfoy delikatnie położył mnie na łóżku i nachylając się nade mną szybko wpił się w moje usta. Dotknęłam jego policzka z wdzięcznością i zamknęłam oczy. Chłopak wdrapał się na łóżko i umiejscowił swoją dłoń na moim biodrze, powoli wsuwając ją pod koszulkę. Drugą delikatnie sunął w górę i dół mojego uda. W pewnym momencie lekko przygryzłam jego wargę. Ten spojrzał na mnie z pewnym błyskiem w oku i uśmiechnął się. Przeniósł pocałunki na szyję, błądząc dłonią pod moją koszulką. Delikatnie odchyliłam głowę, przygryzając wargę. Był tak delikatny i czuły. Pod żadnym względem nie był zachłanny. Reagował na zachowania mojego ciała w bardzo troskliwy sposób. Przyznam, że bardzo mi się to podobało. Wplotłam dłoń w jego blond włosy po czym szybko zsunęłam ją na jego kark. Słyszałam jego przyspieszony oddech. Mój również. Nie minęło dużo czasu a pozbyliśmy się swoich górnych partii ubrań. Draco coraz bardziej napierał swoją wspaniale zbudowaną klatką piersiową, a nasze pocałunki stawały się coraz bardziej zachłanne. Chłonęliśmy każdą sekundę, ocierając się o swoje ciała gdy nagle rozległo się pukanie do drzwi. Draco zwolnił trochę , lecz nie odsuwał się. Nie miałam mu tego za złe. Jednak ktoś był na tyle niecierpliwy, że uderzył w drzwi parę razy. Chłopak z cichym westchnięciem odsunął się ode mnie.
- Idę - burknął, gdy łomot ponownie się rozległ. Z uśmiechem podał mi koszulkę, którą założyłam pospiesznie. Ten jednak nie martwił się o swój wygląd. Przeczesał jedynie włosy w drodze do drzwi. Usiadłam na łóżku jakby nigdy nic i spojrzałam na rozbudowane plecy Ślizgona. Dostrzegłam napotkane wcześniej blizny na jego skórze. Wyglądały paskudnie. Widać, iż rana musiała być głęboka, gdyż szramy, przebiegające od lewej łopatki, przez środek placów aż do żeber, były szerokie i brzydko zagojone. Moje obserwacje przerwało jednak otworzenie przez Ślizgona drzwi. Za nimi stała Bellatrix. Spojrzała na Malfoy'a z lekkim zdziwieniem.
- Witaj Draco. Wszystkie koszule w praniu? - Spytała z powagą w głosie.
- Witaj ciociu. Z moimi koszulami wszystko w porządku - mruknął, a Lestrange uniosła wzrok i nasze spojrzenia spotkały się. Jej wyraz twarzy stał się jeszcze bardziej zaskoczony niż przedtem. Ja jedynie pomachałam kobiecie z lekkim uśmiechem. - Co cię tu sprowadza? - Spytał Draco, by pewnie nie wchodzić w niezręczną dla nas dyskusję. Bella spojrzała na niego spokojnie.
- Ojciec jest u dyrektora. Chciał cię widzieć - odparła spokojniej.
- To konieczne? - Westchnął Draco, odwracając się. Ruszył po swoją czarną koszulę. Bez żadnego sprzeciwu...
- Ma dla ciebie ważną wiadomość - odparła Bellatrix jakby trochę nieśmiało. Spojrzałam na nią marszcząc brwi. Ta jednak nie patrzyła na mnie. Lub za wszelką cenę starała się tego nie robić. Wbijała wzrok w Dracona, który zapinał guziki koszuli. Również na niego spojrzałam. Cała swoboda i radość uciekły z niego. Znów stał się pochmurny i zamyślony. To niebywałe jak jedna osoba może tak bardzo wpływać na jego nastrój. Draco wyprostował się i spojrzał na kobietę. Ta jedynie usunęła się, robiąc mu miejsce i wskazała dłonią na korytarz. Malfoy nawet nie patrząc na mnie ruszył w stronę drzwi z lekko uniesioną brodą. Nie chciał okazywać przy mnie słabości. Dostrzegłam jak zaciska lewą pięść. Szybko zniknął z dormitorium, pozostawiając Bellatrix za sobą. Spojrzałam na nią.
- O co chodzi? - Spytałam zdziwiona. Ta jednak nadal nie patrzyła na mnie. Wbiła wzrok przed siebie, stojąc do mnie bokiem, gdyż opierała się plecami o framugę drzwi.
- Sprawy rodzinne - mruknęła tylko i wyszła, zamykając za sobą pospiesznie drzwi.
Czułam się trochę skołowana tym zajściem. Bellatrix zachowywała się bardzo dziwnie. Jakby coś ukrywała. Zwykle w mojej obecności była swobodna. Nie miała również powodów, by być spięta w obecności Dracona. Musiało chodzić o coś poważnego. Niewiele myśląc wstałam z łóżka i pognałam do drzwi. Powoli wychyliłam głowę na korytarz i upewniając się, że nie ma śladu Lestrange, ruszyłam do wyjścia z Pokoju Wspólnego. Bardzo ostrożnie szłam krok w krok za Draconem i Bellą, która musiała zapewne po drodze wypić eliksir wielosokowy, gdyż w tym momencie była zgrabną blondynką. Poznałam ją jednak po tym samym stroju oraz po charakterystycznym chodzie. W końcu przystanęli pod wnęką z ogromną sową, za którą znajdowały się schody prowadzące do gabinetu Dumbledore'a. Wychyliłam się lekko i obserwowałam zajście. Malfoy zamienił parę zdań z kobietą. Starał się poznać powód wezwania przez ojca, lecz Bellatrix zbywała chłopaka półsłówkami. Była jakby zdenerwowana, zaniepokojona. Rozglądała się co jakiś czas po korytarzu. Dawno nie widziałam jej w takim stanie, co z kolei bardzo mnie intrygowało. Co musiało się stać, że Bellatrix jest tak roztrzęsiona?
Nie minęło dużo czasu a po schodach zszedł Lucjusz. Ubrany był w bardzo drogo wyglądającą szatę. W ręku trzymał swoją laskę zakończoną głową węża. Swoje platynowe włosy miał związane na karku czarną wstęgą. Z daleka było widać, że jest z uprzywilejowanej rodziny.
Mężczyzna spojrzał na Dracona, który przywitał się z nim oschle. Lucjusz rzucił szybkie spojrzenie na korytarz po czym znów spuścił wzrok na syna.
- Gdzie dziewczyna? - Spytał.
- W jego dormitorium - odparła pospiesznie Bellatrix pod postacią blond kobiety.
Zaskoczona tym pytaniem bardziej nadstawiłam uszu, uważając by mnie nie zauważyli. Lucjusz pokiwał lekko głową.
- Rozmawiałeś z nią o tym? - Tym razem zwrócił się do Dracona.
- Nie - odparł bez zawahania. Twarz Lucjusza stała się jeszcze surowsza niż przedtem.
- Mogę wiedzieć dlaczego? - Wycedził przez zęby, by zapewne nie wykrzyczeć mu tego w twarz.
- Bo nie chcę tego robić - odparł odważnie, patrząc mu w oczy, czym bardzo mi zaimponował.
Jednak Lucjusz nie był tego samego zdania co ja. Szybkim ruchem chwycił syna za koszulę na wysokości mostka i ruszył w moją stronę, taszcząc go za sobą. Skryłam się lekko spanikowana. Jednak mężczyzna pchnął Dracona na ścianę po drugiej stronie, gdzie znajdowała się wnęka. Chciał zejść z oczu przypadkowym przechodniom. Wypuściłam powietrze z ulgą i ponownie przysłuchałam się rozmowie.
- Nie obchodzi mnie to czy tego chcesz czy nie - warknął gniewnie Lucjusz po czym stonował głos. - Musisz to zrobić przed wymianą uczniów.
- Dlaczego?
- Niedługo powróci Czarny Pan. Nie może uznać, że próżnujemy podczas jego nieobecności - powiedział stanowczo Malfoy.
- To weź Bellatrix i idźcie powybijać jakieś szlamy - burknął Draco. Wtem usłyszałam głuche uderzenie.
- Lucjuszu... - jęknęła Lestrange.
- Nie zwracaj się tak do mnie - warknął mężczyzna. Zacisnęłam mocno pięści. Nie mogę uwierzyć w to jak przedmiotowo traktuje swojego syna. Nie mogłam jednak interweniować. Ta sytuacja była zbyt dziwna. Musiałam wiedzieć o co chodzi. Nagle usłyszałam cichy szelest. - Trzymaj. Schowaj go i pod żadnym pozorem nie pokazuj Rebece. List będzie można otworzyć dopiero w dzień powrotu Czarnego Pana. Dowiesz się z niego o jego planach i o tym dlaczego tak postępuje.
- Ale... - mruknął Draco. Był zakłopotany. Prawie tak bardzo jak ja. Sytuacja stawała się coraz bardziej pokręcona i niejasna.
- Jednak do tego czasu - mówił dalej Lucjusz, nie dopuszczając go do głosu - musisz się jej przypodobać. Musisz mieć Mroczny Znak. Jeśli będzie trzeba to błagaj ją o to, ale zrób to - dokończył Lucjusz. Słyszałam w jego głosie pewną nutę desperacji.
- Tylko ja dostałem ten list? - Spytał po chwili Draco.
- Wszyscy Śmierciożercy, ale że jesteś moim synem i masz z nią styczność ty również powinieneś wiedzieć. Jednak dowiesz się w ostatniej chwili. Dlatego otworzy się dopiero w dzień Jego powrotu.
- Czyli wy już wiecie - powiedział z lekkim wyrzutem w głosie Malfoy. - Dlaczego? O co chodzi?
- Dowiesz się w odpowiednim czasie - mruknął Lucjusz, odsuwając się od niego. - Żebyś niczego nie zepsuł - dodał cicho i ruszył w stronę wyjścia z zamku, a za nim pognała Bellatrix.
Chwilę stałam, opierając się plecami o ścianę i wgapiałam się w korytarz przed sobą. Draco chyba podobnie, gdyż do moich uszu nie doszedł żaden dźwięk zza ściany.
Nie mogłam w to uwierzyć. W momencie wręcz zagotowało się we mnie. Wtem zza rogu wyszedł Draco, poprawiając pomiętą koszulę. Zmierzał ku dormitorium, jednak zauważył mnie. Spojrzałam na chłopaka gniewnie. Ten zamarł w momencie.
- Słyszałaś? - Mruknął cicho.
- Spiskują - wymamrotałam starając się nie krzyczeć. Jednak to było zbyt wiele. - Spiskują przeciwko mnie...
- Rebekah... proszę - jęknął Draco, podchodząc do mnie i łapiąc mnie za ramiona.
- To list, o którym mówił twój ojciec? - Spytałam trochę za głośno, spojrzawszy na kopertę w jego ręku. Spojrzałam na zakłopotaną twarz Dracona. Ten szybko wsunął list do tylnej kieszeni swoich spodni. - Oddaj mi go - warknęłam.
- Rebekah, uspokój się...
- Oddaj mi list! - Krzyknęłam, patrząc mu w oczy z wyciągniętą przed siebie dłonią. - Muszę wiedzieć co tam jest napisane.
- Najpierw się uspokój - powiedział podniesionym tonem Malfoy. Nadal pewnie trzymał moje ramiona.
Rozgniewało mnie to jeszcze bardziej. Wyszarpałam się więc z uścisku Dracona, popychając go dość mocno. Ten cofnął się o krok zaskoczony po czym stanął pewniej na nogach i spojrzał mi w oczy ze złością.
- Oddaj mi list - burknęłam również przyjmując mocną postawę ciała.
- Uspokój się - odparł spokojnie Ślizgon.
- Cholera jasna, Malfoy! Oddaj mi ten pieprzony list! Te szuje spiskują przeciwko mnie, nie szanują mnie. Muszę wiedzieć - krzyczałam mu w twarz. Jednak Draco patrzył na mnie ze spokojem.
- Odbija ci - mruknął cicho. - Ta cała władza cię niszczy - dodał po czym odwrócił się i ruszył korytarzem.
Patrzyłam na jego plecy rozgniewana. Machnęłam w końcu ręką i również się odwróciłam. Ruszyłam w przeciwną stroną.
Taki sobie o rozdział. Trochę mi zajęło napisanie go, mimo że wiedziałam co chcę w nim zawrzeć. Po prostu szczegółowo go sobie opracowałam w myślach a później nie chciało mi się przenosić tego wszystkiego na 'papier'. Leniuch ze mnie. Jednak zapraszam do dzielenia się opiniami na temat rozdziału w komentarzach. Chętnie poczytam ;) I przy okazji dziękuję za dotychczasowe komentarze. Bardzo mi miło :)
Pozdrawiam cieplutko.
**perspektywa Riddle**
Ostatnie dni były dla mnie jak jedna wielka papka, z której nie potrafiłam oddzielić nocy od dnia, a czasem snu od rzeczywistości. Niemal odwróciły mnie na lewą stronę i wyprały doszczętnie. Jestem wdzięczna Draconowi za jego pomoc, której do chwili obecnej nie potrafię pojąć. Nie wiem bowiem jak mógł pomagać mi po tym wszystkim. Nie rozumiem jak teraz może na mnie patrzeć z taką troską, mimo rzeczy jakie mu opowiedziałam. Jednak potrzebowałam tego. Potrzebowałam wylać to wszystko ze środka i chyba pierwszy raz nie było przy tym Egona. Draco jednak świetnie wywiązał się z zadania. Nawet Blaise zniósł moje krzyki i niemal nieustanny płacz. Nie potrafię zrozumieć takiego zachowania, a tym bardziej podziękować za nie. Nawet teraz, gdy siedziałam wraz z Draconem na transmutacji, nie wiem jak mógł swobodnie trzymać moją dłoń pod ławką i ze spokojem słuchać słów McGonagall. Dziwię się, że jeszcze nie krzyczał na tej sali, że obok niego siedzi bezwzględny morderca, zbrodniarz, potwór. Zamiast tego gładził wierzch mojej dłoni kciukiem, zerkając na mnie co jakiś czas.
Po bardzo szybkim obiedzie na Wielkiej Sali z delikatnym uśmiechem na ustach ruszyłam razem z nim do dormitorium. Ślizgon zatrzymał się pod drzwiami z numerem 5 i nagle objął mnie ramieniem, a drugą ręką chwycił pod kolanami, unosząc mnie bardzo szybko i sprawnie. Wręcz zachłysnęłam się powietrzem zaskoczona tym zachowaniem. Spojrzałam na niego i gdy ujrzałam ten wspaniały uśmiech, zawtórowałam mu i zarzuciłam mu ramiona na szyję. Draco musnął ustami moją szyję i otworzył drzwi zaklęciem Alohomora. Gdy przekroczył próg pchnął drzwi nogą i ruszył w stronę swojego łóżka. Zaśmiałam się cicho w jego ramię. Malfoy delikatnie położył mnie na łóżku i nachylając się nade mną szybko wpił się w moje usta. Dotknęłam jego policzka z wdzięcznością i zamknęłam oczy. Chłopak wdrapał się na łóżko i umiejscowił swoją dłoń na moim biodrze, powoli wsuwając ją pod koszulkę. Drugą delikatnie sunął w górę i dół mojego uda. W pewnym momencie lekko przygryzłam jego wargę. Ten spojrzał na mnie z pewnym błyskiem w oku i uśmiechnął się. Przeniósł pocałunki na szyję, błądząc dłonią pod moją koszulką. Delikatnie odchyliłam głowę, przygryzając wargę. Był tak delikatny i czuły. Pod żadnym względem nie był zachłanny. Reagował na zachowania mojego ciała w bardzo troskliwy sposób. Przyznam, że bardzo mi się to podobało. Wplotłam dłoń w jego blond włosy po czym szybko zsunęłam ją na jego kark. Słyszałam jego przyspieszony oddech. Mój również. Nie minęło dużo czasu a pozbyliśmy się swoich górnych partii ubrań. Draco coraz bardziej napierał swoją wspaniale zbudowaną klatką piersiową, a nasze pocałunki stawały się coraz bardziej zachłanne. Chłonęliśmy każdą sekundę, ocierając się o swoje ciała gdy nagle rozległo się pukanie do drzwi. Draco zwolnił trochę , lecz nie odsuwał się. Nie miałam mu tego za złe. Jednak ktoś był na tyle niecierpliwy, że uderzył w drzwi parę razy. Chłopak z cichym westchnięciem odsunął się ode mnie.
- Idę - burknął, gdy łomot ponownie się rozległ. Z uśmiechem podał mi koszulkę, którą założyłam pospiesznie. Ten jednak nie martwił się o swój wygląd. Przeczesał jedynie włosy w drodze do drzwi. Usiadłam na łóżku jakby nigdy nic i spojrzałam na rozbudowane plecy Ślizgona. Dostrzegłam napotkane wcześniej blizny na jego skórze. Wyglądały paskudnie. Widać, iż rana musiała być głęboka, gdyż szramy, przebiegające od lewej łopatki, przez środek placów aż do żeber, były szerokie i brzydko zagojone. Moje obserwacje przerwało jednak otworzenie przez Ślizgona drzwi. Za nimi stała Bellatrix. Spojrzała na Malfoy'a z lekkim zdziwieniem.
- Witaj Draco. Wszystkie koszule w praniu? - Spytała z powagą w głosie.
- Witaj ciociu. Z moimi koszulami wszystko w porządku - mruknął, a Lestrange uniosła wzrok i nasze spojrzenia spotkały się. Jej wyraz twarzy stał się jeszcze bardziej zaskoczony niż przedtem. Ja jedynie pomachałam kobiecie z lekkim uśmiechem. - Co cię tu sprowadza? - Spytał Draco, by pewnie nie wchodzić w niezręczną dla nas dyskusję. Bella spojrzała na niego spokojnie.
- Ojciec jest u dyrektora. Chciał cię widzieć - odparła spokojniej.
- To konieczne? - Westchnął Draco, odwracając się. Ruszył po swoją czarną koszulę. Bez żadnego sprzeciwu...
- Ma dla ciebie ważną wiadomość - odparła Bellatrix jakby trochę nieśmiało. Spojrzałam na nią marszcząc brwi. Ta jednak nie patrzyła na mnie. Lub za wszelką cenę starała się tego nie robić. Wbijała wzrok w Dracona, który zapinał guziki koszuli. Również na niego spojrzałam. Cała swoboda i radość uciekły z niego. Znów stał się pochmurny i zamyślony. To niebywałe jak jedna osoba może tak bardzo wpływać na jego nastrój. Draco wyprostował się i spojrzał na kobietę. Ta jedynie usunęła się, robiąc mu miejsce i wskazała dłonią na korytarz. Malfoy nawet nie patrząc na mnie ruszył w stronę drzwi z lekko uniesioną brodą. Nie chciał okazywać przy mnie słabości. Dostrzegłam jak zaciska lewą pięść. Szybko zniknął z dormitorium, pozostawiając Bellatrix za sobą. Spojrzałam na nią.
- O co chodzi? - Spytałam zdziwiona. Ta jednak nadal nie patrzyła na mnie. Wbiła wzrok przed siebie, stojąc do mnie bokiem, gdyż opierała się plecami o framugę drzwi.
- Sprawy rodzinne - mruknęła tylko i wyszła, zamykając za sobą pospiesznie drzwi.
Czułam się trochę skołowana tym zajściem. Bellatrix zachowywała się bardzo dziwnie. Jakby coś ukrywała. Zwykle w mojej obecności była swobodna. Nie miała również powodów, by być spięta w obecności Dracona. Musiało chodzić o coś poważnego. Niewiele myśląc wstałam z łóżka i pognałam do drzwi. Powoli wychyliłam głowę na korytarz i upewniając się, że nie ma śladu Lestrange, ruszyłam do wyjścia z Pokoju Wspólnego. Bardzo ostrożnie szłam krok w krok za Draconem i Bellą, która musiała zapewne po drodze wypić eliksir wielosokowy, gdyż w tym momencie była zgrabną blondynką. Poznałam ją jednak po tym samym stroju oraz po charakterystycznym chodzie. W końcu przystanęli pod wnęką z ogromną sową, za którą znajdowały się schody prowadzące do gabinetu Dumbledore'a. Wychyliłam się lekko i obserwowałam zajście. Malfoy zamienił parę zdań z kobietą. Starał się poznać powód wezwania przez ojca, lecz Bellatrix zbywała chłopaka półsłówkami. Była jakby zdenerwowana, zaniepokojona. Rozglądała się co jakiś czas po korytarzu. Dawno nie widziałam jej w takim stanie, co z kolei bardzo mnie intrygowało. Co musiało się stać, że Bellatrix jest tak roztrzęsiona?
Nie minęło dużo czasu a po schodach zszedł Lucjusz. Ubrany był w bardzo drogo wyglądającą szatę. W ręku trzymał swoją laskę zakończoną głową węża. Swoje platynowe włosy miał związane na karku czarną wstęgą. Z daleka było widać, że jest z uprzywilejowanej rodziny.
Mężczyzna spojrzał na Dracona, który przywitał się z nim oschle. Lucjusz rzucił szybkie spojrzenie na korytarz po czym znów spuścił wzrok na syna.
- Gdzie dziewczyna? - Spytał.
- W jego dormitorium - odparła pospiesznie Bellatrix pod postacią blond kobiety.
Zaskoczona tym pytaniem bardziej nadstawiłam uszu, uważając by mnie nie zauważyli. Lucjusz pokiwał lekko głową.
- Rozmawiałeś z nią o tym? - Tym razem zwrócił się do Dracona.
- Nie - odparł bez zawahania. Twarz Lucjusza stała się jeszcze surowsza niż przedtem.
- Mogę wiedzieć dlaczego? - Wycedził przez zęby, by zapewne nie wykrzyczeć mu tego w twarz.
- Bo nie chcę tego robić - odparł odważnie, patrząc mu w oczy, czym bardzo mi zaimponował.
Jednak Lucjusz nie był tego samego zdania co ja. Szybkim ruchem chwycił syna za koszulę na wysokości mostka i ruszył w moją stronę, taszcząc go za sobą. Skryłam się lekko spanikowana. Jednak mężczyzna pchnął Dracona na ścianę po drugiej stronie, gdzie znajdowała się wnęka. Chciał zejść z oczu przypadkowym przechodniom. Wypuściłam powietrze z ulgą i ponownie przysłuchałam się rozmowie.
- Nie obchodzi mnie to czy tego chcesz czy nie - warknął gniewnie Lucjusz po czym stonował głos. - Musisz to zrobić przed wymianą uczniów.
- Dlaczego?
- Niedługo powróci Czarny Pan. Nie może uznać, że próżnujemy podczas jego nieobecności - powiedział stanowczo Malfoy.
- To weź Bellatrix i idźcie powybijać jakieś szlamy - burknął Draco. Wtem usłyszałam głuche uderzenie.
- Lucjuszu... - jęknęła Lestrange.
- Nie zwracaj się tak do mnie - warknął mężczyzna. Zacisnęłam mocno pięści. Nie mogę uwierzyć w to jak przedmiotowo traktuje swojego syna. Nie mogłam jednak interweniować. Ta sytuacja była zbyt dziwna. Musiałam wiedzieć o co chodzi. Nagle usłyszałam cichy szelest. - Trzymaj. Schowaj go i pod żadnym pozorem nie pokazuj Rebece. List będzie można otworzyć dopiero w dzień powrotu Czarnego Pana. Dowiesz się z niego o jego planach i o tym dlaczego tak postępuje.
- Ale... - mruknął Draco. Był zakłopotany. Prawie tak bardzo jak ja. Sytuacja stawała się coraz bardziej pokręcona i niejasna.
- Jednak do tego czasu - mówił dalej Lucjusz, nie dopuszczając go do głosu - musisz się jej przypodobać. Musisz mieć Mroczny Znak. Jeśli będzie trzeba to błagaj ją o to, ale zrób to - dokończył Lucjusz. Słyszałam w jego głosie pewną nutę desperacji.
- Tylko ja dostałem ten list? - Spytał po chwili Draco.
- Wszyscy Śmierciożercy, ale że jesteś moim synem i masz z nią styczność ty również powinieneś wiedzieć. Jednak dowiesz się w ostatniej chwili. Dlatego otworzy się dopiero w dzień Jego powrotu.
- Czyli wy już wiecie - powiedział z lekkim wyrzutem w głosie Malfoy. - Dlaczego? O co chodzi?
- Dowiesz się w odpowiednim czasie - mruknął Lucjusz, odsuwając się od niego. - Żebyś niczego nie zepsuł - dodał cicho i ruszył w stronę wyjścia z zamku, a za nim pognała Bellatrix.
Chwilę stałam, opierając się plecami o ścianę i wgapiałam się w korytarz przed sobą. Draco chyba podobnie, gdyż do moich uszu nie doszedł żaden dźwięk zza ściany.
Nie mogłam w to uwierzyć. W momencie wręcz zagotowało się we mnie. Wtem zza rogu wyszedł Draco, poprawiając pomiętą koszulę. Zmierzał ku dormitorium, jednak zauważył mnie. Spojrzałam na chłopaka gniewnie. Ten zamarł w momencie.
- Słyszałaś? - Mruknął cicho.
- Spiskują - wymamrotałam starając się nie krzyczeć. Jednak to było zbyt wiele. - Spiskują przeciwko mnie...
- Rebekah... proszę - jęknął Draco, podchodząc do mnie i łapiąc mnie za ramiona.
- To list, o którym mówił twój ojciec? - Spytałam trochę za głośno, spojrzawszy na kopertę w jego ręku. Spojrzałam na zakłopotaną twarz Dracona. Ten szybko wsunął list do tylnej kieszeni swoich spodni. - Oddaj mi go - warknęłam.
- Rebekah, uspokój się...
- Oddaj mi list! - Krzyknęłam, patrząc mu w oczy z wyciągniętą przed siebie dłonią. - Muszę wiedzieć co tam jest napisane.
- Najpierw się uspokój - powiedział podniesionym tonem Malfoy. Nadal pewnie trzymał moje ramiona.
Rozgniewało mnie to jeszcze bardziej. Wyszarpałam się więc z uścisku Dracona, popychając go dość mocno. Ten cofnął się o krok zaskoczony po czym stanął pewniej na nogach i spojrzał mi w oczy ze złością.
- Oddaj mi list - burknęłam również przyjmując mocną postawę ciała.
- Uspokój się - odparł spokojnie Ślizgon.
- Cholera jasna, Malfoy! Oddaj mi ten pieprzony list! Te szuje spiskują przeciwko mnie, nie szanują mnie. Muszę wiedzieć - krzyczałam mu w twarz. Jednak Draco patrzył na mnie ze spokojem.
- Odbija ci - mruknął cicho. - Ta cała władza cię niszczy - dodał po czym odwrócił się i ruszył korytarzem.
Patrzyłam na jego plecy rozgniewana. Machnęłam w końcu ręką i również się odwróciłam. Ruszyłam w przeciwną stroną.
Taki sobie o rozdział. Trochę mi zajęło napisanie go, mimo że wiedziałam co chcę w nim zawrzeć. Po prostu szczegółowo go sobie opracowałam w myślach a później nie chciało mi się przenosić tego wszystkiego na 'papier'. Leniuch ze mnie. Jednak zapraszam do dzielenia się opiniami na temat rozdziału w komentarzach. Chętnie poczytam ;) I przy okazji dziękuję za dotychczasowe komentarze. Bardzo mi miło :)
Pozdrawiam cieplutko.
Po przeczytaniu miałam mocny mindfuck 😱
OdpowiedzUsuńCo śmierciożercy moga kombinować?
Ale cholernie mnie cieszy sprawa między Draco i Bekah, no może nie cała xd
No i ten Blaise, zawsze pomocny, nigdy niczego nie chce, spokojny ❤️
Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze, no i Bekah dowie się co jest w tym liście.
Pozdrawiam i czekam z niecierpliwościa na kolejny rozdział, Black