rozdział XXIII

***
*perspektywa Draco*
Otworzyłem oczy, gdy promienie słońca stawały się na tyle uporczywe, że zmusiły mnie to tego by wstać. Usiadłem więc na swoim łóżku i przetarłem twarz dłonią. Trochę zakręciło mi się w głowie, co nie zdziwiło mnie zbytnio. Jednak fakt, że miałem na sobie jedynie spodnie, bez śladów koszulki już trochę mnie zastanowił. Rozejrzałem się po dormitorium. Na swoim łóżku siedział uśmiechnięty Blaise i czytał książkę. Po chwili uniósł wzrok i spojrzał na mnie znacząco. 
- No, no Smoku... - mruknął z uśmiechem i przekręcił stronę. 
Zamrugałem parę razy żeby zebrać myśli, ale miałem ogromny mętlik w głowie. Zwiesiłem nogi z łóżka i odnalazłem zaginioną koszulkę, która leżała na podłodze jakby rzucona. Zmarszczyłem brwi i spojrzałem na Blaise'a, który z wyszczerzem na twarzy czytał książkę. Po chwili ponownie  na mnie spojrzał, co było dla mnie jak oświecenie. Zerwałem się na równe nogi i wlepiłem szeroko otwarte oczy w przyjaciela.
- Czekaj.... Czy my... - Wydukałem.
- My nie kolego. Znamy się długo, ale aż tak zdesperowany nie jestem - powiedział spokojnie.
Nagle wszystko co działo się tamtej nocy wróciło ze zdwojoną siłą. Cała pamięć o tym krótkim epizodzie uderzyła mnie wraz z przypływem gorąca. Widząc zadowolony wyraz twarzy Zabiniego uśmiechnąłem się. Z początku niepewnie, ale analizując cały wieczór nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Pokiwałem lekko głową, przygryzając wargę i ruszyłem do łazienki.
 - Jak chcesz tam popiszczeć z radości to weź poduszkę, żeby cię pół Slytherinu nie słyszało - rzucił za mną Blaise.
Nie odwracając się uniosłem dłoń, tak by Ślizgon ją widział i pokazałem mu środkowy palec. Chłopak zaśmiał się i wrócił do książki. Ja natomiast zamknąłem za sobą drzwi od łazienki i spojrzałem w lustro. Włosy były w jeszcze większym nieładzie niż zwykle gdy wstaję. Na klatce piersiowej, w okolicy mostka dojrzałem parę cienkich, zaczerwienionych zadrapań. Nadal nie mogąc opanować uśmiechu zrzuciłem ubrania i wszedłem pod prysznic.

*perspektywa Riddle*
 Stałam u progu domostwa mojego rudego przyjaciela lekko zdenerwowana. Bawiłam się palcami, czekając aż pijaczyna łaskawie mi otworzy. Spojrzałam za siebie. Paręnaście metrów dalej ujrzałam dużą, czarną, metalową bramę, do której prowadziła mnie szara kostka. Po bokach rosły wysokie krzewy, idealnie przystrzyżone. Bliżej schodów, prowadzących do drzwi wejściowych posadzono o wiele niższe krzaczki o ciemnozielonej barwie. Dwie marmurowe kolumny zamykały mnie na wysokich schodach między nimi a drzwiami. Wtem usłyszałam kroki wewnątrz domostwa i po chwili drzwi się otworzyły, ukazując trochę zmęczoną twarz Egona. Widząc mnie rozpromienił się i szerzej otworzył wrota.
- Rebakah, jak miło - powiedział pogonie, po czym przesunął się, robiąc mi miejsce.- Wejdź proszę.
Uśmiechnęłam się lekko i weszłam do środka.
- Może napijesz się czegoś? - Spytał, zamykając drzwi i odwrócił się w moją stronę, rozpościerając ramiona. Wtuliłam się w niego, co było dawniej naszym zwyczajem. On zawsze dobrze wyczuwał okazję i porę na takie czułości. Egon pogładził mnie lekko po plecach.
- Herbaty - odparłam spokojnie i odsunęłam się od niego. 
Egon z uśmiechem odgarnął kosmyk włosów z mojej twarzy.
- Jasne - odparł i ruszył do kuchni. Miał na sobie czarne spodnie, które bardzo ładnie podkreślały jego wspaniały tyłek. Jego koszula także była czarna, rozpięta od góry o parę guzików. Pod spodem błyszczał jego medalik po mamie. Ruszyłam za rudzielcem i chwilę później znajdowaliśmy się w pięknej, białej kuchni. Pod moimi trampkami lśniły jasne panele, a kroki doprowadziły mnie do niewielkiej wysepki z dwoma wysokimi krzesłami. Usiadłam przy białym, zimnym blacie, wykonanym z kamienia i oparłam się o niego, patrząc jak po jego drugiej stronie Egon szykuje dwa kubki na herbatę. Napełnił czarny czajnik wodą i postawił na palniku. Kierując się do szafki, wiszącej na ścianie, pstryknął palcami, a pod czajnikiem rozbłysł ogień. Egon zajrzał do białej szafki i wydobył z niej pudełko z moją ulubioną czarną herbatą. Wrzucił po torebce do obu kubków i schował opakowanie, nie robiąc przy tym bałaganu. Rudzielec, mimo dwóch swoich najgorszych nałogów, starał się zachować względny porządek. Jest sam w wielkim domu, więc w większości przypadków dość kiepsko mu to wychodzi, ale stara się. Tym bardziej kiedy przyjmuje mnie jako gościa u siebie. Gdy czajnik zaczął piszczeń, podniósł go gasząc płomienie ruchem ręki i zalał herbatę wrzącą wodą. Następnie ujął oba kubki i postawił je blacie, przy którym siedziałam. Egon podsunął mi kubek, na co uśmiechnęłam się w odpowiedzi i objęłam go dłońmi. Zapadła jeszcze głębsza cisza, niż do tej pory. Wgapiałam się w ciemny, parujący płyn w naczyniu, a Egon we mnie. Czułam jego wzrok na sobie. Nie potrafiłam jednak czegokolwiek powiedzieć. Od wczorajszego wieczoru nie odezwałam się do nikogo słowem. Napotkawszy nad ranem Zabiniego na korytarzu, prowadzącego do ich dormitorium, po prostu uciekłam, zostawiając go z zaskoczonym, ale jakby i  zadowolonym wyrazem twarzy. Nawet nie miałam na tyle odwagi żeby się z nim przywitać, czy rzucić kąśliwą uwagą. Po prostu uciekłam.
Wtem poczułam jak Egon położył dłoń na mojej, obejmującą coraz mocniej gorący kubek. Uniosłam wzrok i spojrzałam na przyjaciela. Nie zwracałam uwagi na potęgujący się z każdą chwilą ból w dłoniach. Nawet chciałam go czuć.
- Rebekah, przestań - wyszeptał, a ja puściłam kubek. Wewnętrzne części dłoni miałam mocno czerwone i bardzo piekły. Spojrzałam na to niewzruszona. Egon pogładził moją dłoń delikatnie. - Co się stało? - Spytał cicho. Ponownie spojrzałam na przyjaciela.
- Ja naprawdę nie umiem kochać - wyszeptałam zachrypniętym głosem. Egon spojrzał na mnie zdziwiony.
- O czym ty mówisz?
Spuściłam wzrok i wbiłam go w medalik rudzielca. Dłonie schowałam pod blat i opierając je na kolanach, zaczęłam skubać skórki. Czułam się tak bezbronnie, tak... Obdarta ze wszystkiego. Tak pusta.
- Ja... - jęknęłam dość płaczliwie, czego z początku nie przewidywałam. Kątem oka zauważyłam jak Egon nerwowo przestąpił z nogi na nogę, stojąc po drugiej stronie wysepki. Wbiłam wzrok w kubek.- Całowałam się z Draconem - wybełkotałam dziwnym głosem. Miałam chrypkę, co uświadomiłam sobie dopiero teraz, wcześniej nie wypowiadając ani słowa. - Pozwoliliśmy sobie nawet na coś więcej - skrzeczałam, mówiąc dość nerwowo. Egon słuchał mnie uważnie. - Poszliśmy do łóżka. Nic się nie wydarzyło, ale momentami mało brakowało, bo oboje bardzo się nakręciliśmy. Nie chcieliśmy jednak tego robić, bo oboje chyba czuliśmy, że to był tylko impuls i alkohol - wzięłam głęboki wdech, drżąc delikatnie. - Jednak mimo tego co on mi powiedział, mimo tego co robiliśmy... Ja nic nie czułam...
Do oczu napłynęły mi łzy. Sama jednak nie do końca wiem dlaczego. Szybko wytarłam oczy i znów schowałam ręce z zakrwawionymi już palcami pod blat. Nadal nie patrzyłam na Egona. Chciałam to z siebie wyrzucić, bo tylko jemu na tyle ufałam. Nie potrafiłam jednak patrzeć mu przy tym w oczy. Wiedział o tym dobrze.
Zapadła cisza, podczas której próbowałam uspokoić oddech. Egon po chwili obszedł wysepkę i usiadł na krześle obok. Położył mi swoją ciepłą dłoń na udzie i delikatnie pogładził kciukiem.
- Nic a nic? - Spytał cichutko z lekkim zawodem w głosie.
Ponownie przetarłam oczy i szybkim ruchem przeczesałam włosy.
- Czułam jedynie żądze. Chciałam zaspokoić to, co on we mnie wywołał swoją bliskością, dotykiem. Tylko ciało reagowało - powiedziałam z lekką pogardą i obrzydzeniem. Zamilkłam na chwilę, wgapiając się w kubek. Wtem wyraz mojej twarzy nieco złagodniał. - Chociaż... - mruknęłam, na co Egon poruszył się nieznacznie. - Kiedy powiedział, że mnie kocha... Nie że się zakochał, czy że zawróciłam mu w głowie. Kiedy powiedział Kocham cię poczułam jakby moje serce oblało gorąco, poprzedzone dziwny ukłuciem. Był na tyle wyraźny, że mogłam go uznać za coś rzeczywistego, a nie za wymysł mojej wyobraźni - wymamrotałam powoli, analizując każdą sekundę tamtego momentu. Po chwili spojrzałam na uśmiechniętego Egona. Dojrzałam także jego szkliste oczy. Nigdy nie widziałam go tak szczęśliwego, pomijając chwile spędzone ze Stevenem. - Jednak to było wszystko - dodałam chłodnym głosem. - To minęło z następną sekundą. Później znów czułam tylko podniecenie, bez żadnych głębszych odczuć...
Egon pokiwał lekko głową i przysunął mnie do siebie po czym mocno przytulił. Skryłam twarz w jego ramieniu, a ten pogładził mnie po głowie.
- To i tak dobry początek - powiedział cicho. - To ukłucie, które poczułaś to były emocje, uczucia.
Wtuliłam się w niego mocniej.
- To miłość, Rebekah.

***
 Po paru drinkach i długiej rozmowie z Egonem wróciłam do szkoły. Znów umilkłam i ruszyłam swoimi ścieżkami. Mimo że to spotkanie miało charakter katharsis, to nie miałam ochoty, a bardziej nie byłam gotowa na rozmowy z kimkolwiek. Miałam zbyt duży mętlik w głowie. Bałam się też trochę spotkania z Draco. Gdy tylko o tym myślałam zaczynałam panikować. Obawiam się bowiem, że chłopak uzna to za odpowiedź na jego słowa, natomiast ja nie będę w stanie odwzajemnić jego uczuć do mnie. Znów może być niezręcznie, a ja mogę ponownie go skrzywdzić, czego nie chcę. Draco jest jedyną osobą, przy której odczuwam jakiekolwiek głębsze uczucia. Poczułam TO, coś czego jeszcze nigdy w życiu nie odczułam. To była wyprawa w nieznane. Od samego początku Malfoy zapewnia mi takie wycieczki, ale to co się stało wczoraj spowodowało u mnie zbyt wiele emocji. Były one tak mocne, że nie byłam w stanie spojrzeć nikomu w oczy i otworzyć do nich ust. Musiałam pobyć sama i uporać się ze swoimi myślami, które nie dawały mi spokoju.

*perspektywa Draco*
Siedziałem na Wielkiej Sali i kończyłem pochłaniać pieczeń. Dookoła mnie Ślizgoni rozmawiali o wczorajszym meczu lub imprezie. Ja również momentami przyłączałem się do konserwacji, jednak głównie zastanawiałem się gdzie podziewa się Rebekah. Nie widziałem jej podczas śniadania, ani w Pokoju Wspólnym. Zajrzałem także do Sowiarni, ale tam też się na nią nie natknąłem. Obawiałem się, czy nic się jej nie stało. To nie nowość, że opuszcza posiłki lub znika na jakiś czas, ale teraz tym bardziej mnie to zastanawiało. Wśród pewnych grup jest dość rozpoznawalną postacią i martwię się, że w związku z tym mogła wpaść w kłopoty. Ta spokojniejsza strona podpowiadała mi jednak, że nic jej nie jest i po prostu się zaszyła. Zdobyła się wczoraj na coś, czego się po niej nie spodziewałem. Obwiniam się trochę za moje zachowanie, bo w pewnym sensie nie dałem jej wyboru, jednak z drugiej strony wiem, że gdyby naprawdę tego nie chciała to sprzedałaby mi lewego sierpowego i uciekła. Jednak nie zrobiła tego. Została. To dawało mi tak dużo nadziei. Skoro oddała mi się, nie walczyła to musiała coś poczuć. Może udało mi się do niej dotrzeć. Nie chcę jednak napierać. Rano myślałem, że od razu się z nią spotkam. Jednak gdy ochłonąłem zdałem sobie sprawę, że to byłoby zbyt wiele dla niej. Nauczyłem się już, że mimo swojego ciężkiego i mrocznego charakteru jest bardzo wrażliwa i płochliwa. Nie mogę tak bardzo ingerować. I mimo że chciałbym mieć ją teraz w swoich ramionach i trzymać ją w taki sposób żeby czuła, iż jest bezpieczna, a równocześnie, żeby wiedziała jak bardzo ją kocham, to muszę dać jej przestrzeń. Pomimo tego jak bardzo mnie to boli.
Wtem Blaise szturchnął mnie, wyrywając z rozmyślań.
- Chodź Smoku, pogramy w szachy czarodziejów - powiedział pogodnie i ruszył za dwoma Ślizgonami, na których nie zdążyłem zwrócić uwagi. Westchnąłem po czym podniosłem się z krzesła, a następnie ruszyłem za przyjaciółmi. Ciągle towarzyszył mi dobry humor, mimo ciągłych rozmyślań nad, zapewne niezręcznym, spotkaniem z Rebeką. Nagle ktoś zahaczył o moje ramię. Odwróciłem się za owym osobnikiem i moim oczom ukazała się Riley.
- Witaj Draco - powiedziała pogodnie, lecz gdy mi się przyjrzała jej uśmiech znacznie się poszerzył. Gryffonka oparła ręce o biodra i przyjrzała mi się. - Draconie Malfoy, skąd ten zacny uśmieszek? - Spytała wesoło. Ja jedynie rozłożyłem bezradnie ręce, uśmiechając się jeszcze szerzej. Hart otworzyła szeroko usta, po czym zdzieliła mnie w ramię, robiąc groźną minę. - Ty zbereźniku! Spałeś z kimś - rzuciła oskarżenie, na co ja jedynie się zaśmiałem, skrobiąc się po głowie. Ley nadal mi się bacznie przyglądała. Po chwili wyprostowała się i skrzyżowała ręce na piersiach. - I to nie z byle kim. W porządku, w porządku. Wieczorem wpadnę na ognistą - powiedziała z uśmiechem i odwróciła się by ruszyć w swoją stronę. Nagle jednak spojrzała przez ramię. - O ile Rebekah nie będzie zazdrosna - mruknęła z uśmiechem i weszła na Wielką Salę.
Pokręciłem głową i skierowałem swoje kroki do Pokoju Ślizgonów. Riley to prawdziwa wariatka, ale i również przyjaciółka- nie da się przed nią niczego ukryć.


























To znowu ja. Chyba stres daje się we znaki i popycha mnie w inny świat dla uspokojenia myśli. Tak to bywa. Jednak cieszę się, że znów tak często piszę. Wracam do tego, co mnie kręciło przez tyle czasu. Martwi mnie natomiast cisza pod postami. Ktoś coś?
Pozdrawiam wiernego staruszka Blacka c; oraz Was, drodzy czytelnicy,
~T

Komentarze

  1. Przyznam szczerze, że od pewnego czasu nie czytam tego opowiadania, bo nie podoba mi się obraz Rebeki, jaki przedstawiasz. Drażni mnie. Przypomina mi moją gehennę - gdy ja byłam zakochana po uszy i do szaleństwa, miałam wybuchy płaczu nie do zniesieniu z powodu nawału uczuć i bólu, ktory mnie przerastał - oskarżono mnie o bycie zimną suką bez uczuć, zlinczowano i wywieziono na taczce. Nie ma boleśniejszych wspomnień niż te. Nie wiem, kim jestes, że wzbudzasz we mnie tak straszne odczucia przeklętej duszy, ktora już nigdy nie znajdzie zrozumienia nawet u tych, co ją kochają. Nic gorszego nie możesz zafundować osobie po przejściach, ktora ledwo żyje z niewyobrażalnego bólu, ktory zmusił ją do uciekania od rzeczywistości poprzez tymczasowe wyłączanie uczuć, żeby nie zwariować... Jakbyś była strasznie niesprawiedliwa. Nienawidzę tego opowiadania.

    OdpowiedzUsuń
  2. jestem tak szczęśliwa z powodu tego rozdziału, jest tak niesamowity c: uwielbiam wewnętrzną przemianę Bekah, to co Draco z nią robi... tylko nie spodobał mi się zwrot 'posiąść ją' czy coś takiego ze strony Malfoya xd przepraszam, w takich sprawach, bardzo się czepiam xd
    jednak dobrze, że wszystko idzie w dobrym kierunku, jest coraz to lepiej, uwierz mi, uśmiechałam się przez cały czas czytania tego rozdziału mój kochany, stary człowieku c:
    i bardzo podoba mi się motyw przełamywania tak ciężkiego charakteru, jak dziecko zrodzone z powodu eliksiru miłości.
    pozdrawiam i czekam na nowy rozdział, Black

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo podoba mi się postawa Draco wobec Rebeki, taka cierpliwa, wyrozumiała i kochająca. To rzadkość u dzisiejszych mężczyzn <3

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

rozdział XXXII

rozdział XXXIV