rozdział XXI

***Kilka dnia później***
Po paru niekontrolowanych wybuchach na eliksirach i kilku niezbyt inteligentnych żartach ze strony Ślizgonów udaliśmy się na obiad. Nie miałam zamiaru siedzieć tam długo. Jako że był piątek a po obiedzie nie czekały mnie żadne obowiązki związane z zajęciami, chciałam się ulotnić. Zabrałam więc marne dwa tosty i ruszyłam na dziedziniec. Pogoda dopisywała, mimo konieczności założenia płaszcza. Zasiadłam więc na ławce, kończąc pierwszego tosta i spojrzałam w niebo. Chmury mimo wszystko tajemniczo kłębiły się nad murami zamku. Wyglądały jakby chciały coś przekazać. Ostrzec przed czymś. Uśmiechnęłam się pod nosem i dokończyłam swój prowizoryczny obiad. Właściwie nie miałam nic w planach. Rozejrzałam się więc w poszukiwaniu zajęcia, pomysłu, ofiary. Jako że w przeciągu kilkunastu metrów nic nie zabsorbowało mojej uwagi wstałam i skierowałam swoje kroki do biblioteki. Ostatnio jestem tam rzadszym gościem w przeciwieństwie do boiska quidditcha. Przez Dracona, lub dzięki niemu, przypomniały mi się radosne lata, kiedy szaleliśmy z Egonem na miotłach. Zdążyłam już zapomnieć ile radości mi to sprawiało. Sięgnęłam zatem po moją zakurzoną miotłę i spędzałam długie godziny na lataniu. Miła odskocznia.
Jednak biblioteka sama się nie odwiedzi. Weszłam zatem do środka a lekki uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Przywitałam się z kobietą za biurkiem, która za każdym razem mierzyła mnie wzrokiem i zagłębiłam się w morzu książek. Spokojnie przeglądałam półki wędrując między regałami. Sięgałam po niektóre księgi, by przejrzeć ich zawartość, a następnie odkładałam je na miejsce, wędrując dalej. Wczytując się w tytuły kątem oka zauważyłam postać, stojącą na mojej drodze. Gdy mimo zmniejszającej się między nami odległości osobnik nie chciał ustąpić miejsca, przystanęłam i spojrzałam na uśmiechniętą twarz Malfoy'a. Nie powiem, zdziwił mnie trochę ten widok. Jakkolwiek tleniony jest osobą inteligentną to mimo wszystko nie pasuje mi do tego miejsca. Tak po prostu.
- Gdyby postawić ci regał z książkami na drodze to z łatwością można cię uprowadzić - zadrwił przyjaźnie, na co ja prychnęłam.
- Wątpię. Jestem dość czujna - odparłam ze spokojem i lekkim uśmieszkiem na ustach. Malfoy spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- Mimo wszystko kusi mnie, aby to sprawdzić - powiedział z zawadiackim uśmiechem Ślizgon. Zaśmiałam się, co uznałam za koniec rozmowy. Skierowałam wzrok ponownie na grzbiety ksiąg i wróciłam do wertowania tytułów. Chciałam kontynuować wędrówkę, więc minęłam chłopaka, lecz ten złapał za mój nadgarstek.
- Zaczekaj.
Draco odwrócił się za mną, a przez jego, mimo wszystko delikatny dotyk, zrobiłam to samo. Stanęliśmy naprzeciwko siebie w niedużej odległości. Gdy tylko poczułam jego intensywny zapach cofnęłam się o krok. Nie dam się zwariować. Chłopak puścił moją dłoń, odprowadzając ją wzrokiem, lecz po chwili znów spojrzał na mnie i jeszcze raz uśmiechnął się tym samym zawadiackim uśmiechem.
-Będziesz na meczu? - Spytał.
- To już dzisiaj? - Zdziwiłam się. Wiedziałam, że szykują się do meczu z Gryffonami, ale nie wiedziałam, że to już.
- Tak, o 15. Przyjdź. Zobaczysz jak Gryffoni robią w pory na nasz widok - powiedział dumnie Malfoy. Spodobała mi się ta pewność siebie. Nie był pyszny, a raczej znajdował w tym pewną dozę humoru. To właśnie wywołało uśmiech na mojej twarzy. Chłopak spojrzał na mnie trochę błagalnie.
- Pewnie, będę - odparłam spokojnie, na co Ślizgon odpowiedział tryumfalnym gestem.
- Wspaniale - po tych słowach dotknął mojego policzka. - To widzimy się na boisku -powiedział pogodnie i przesuwając delikatnie dłonią po mojej skórze ruszył w stronę wyjścia z biblioteki.
Stanęłam jak wryta odprowadzając go wzrokiem. Nie miałam pojęcia jak na to zareagować. Mimo że Draco zamknął za sobą drzwi ja nadal czułam jego dotyk na policzku, czułam jego zapach, jego obecność. Zamrugałam parę razy i zganiłam samą siebie w myślach.
***
Dosłownie chwilę przed 15 stanęłam przed boiskiem. Już z daleka słychać było uczniów, a w szczególności Gryffonów i Ślizgonów, którzy nawoływali i zagrzewali do walki zawodników, reprezentujących ich domy. Weszłam niepewnie na trybuny i cudem wypatrzyłam dość rzadko zapełniony rząd. Ucieszyłam się na ten widok, gdyż nie chciałam siedzieć w ścisku z innymi krzyczącymi ludźmi. Usiadłam więc na ławce i spojrzałam na boisko, na które właśnie wkroczyła pani Hooch. Zawodnicy już wisieli w powietrzu, mierząc się wzrokiem. Rozejrzałam się po zawodnikach i spostrzegłam Dracona. Jak inni Ślizgoni był ubrany w czarny strój z zielonymi i srebrnymi detalami. Jego był wyjątkowo dopasowany i tak jak na treningu, napinał się na mięśniach nóg, pleców, klatki piersiowej. Wpatrzony w panią Hooch, która przypominała zasady gry, trzymał jedną ręką trzonu miotły, natomiast drugą przeczesał krótkie, tlenione włosy. Skupienie na twarzy wyrażało determinację i pełną gotowość do gry. W pewnym momencie jednak oderwał wzrok od zawodników i przesunął nim po trybunach, gdzie dominował kolor zielony. Ślizgonki wpatrzone w jego osobę niemal jednocześnie uniosły się i pisnęły z wrażenia. Draco szybko jednak wrócił myślami na boisko i tym razem pewniej ujął miotłę, przygotowując się do rozpoczęcia rozgrywki. Nagle pani Hooch cisnęła kafel w powietrze. Zawodnicy nachylili się nad miotłami i jakby zamarli na parę sekund przed gwizdkiem nauczycielki. Gdy ten zabrzmiał w sercu boiska, zawodnicy ruszyli jak agresywne zwierzęta. Dawno nie widziałam tak zaciętej walki. Wszyscy wzięli to chyba zbyt poważnie, gdyż w ciągu 5 minut gry obrońca Gryffonów odbił się od poręczy, uderzony wcześniej tłuczkiem. Blond chłopak błyskawicznie runął na ziemię. Fala czerwieni na trybunach momentalnie wstała. To samo wśród nauczycieli. Cała szkoła zamarła. Nikt nie wiedział skąd się wziął ten tłuczek. Spojrzałam na Dracona i w ostatniej chwili spostrzegłam jak tleniony oddaje pałkę pewnemu szatynowi i wznosi się ciut wyżej. Następnie odwrócił się do drugiego pałkarza i uśmiechnął się nieprzyjemnie, na co ten prychnął śmiechem. Pokręciłam głową widząc ich zadowolenie i sama się lekko uśmiechnęłam. Nieprzytomnego Gryffona szybko znieśli z boiska. Wtem spostrzegłam, że Potter mierzy Dracona wzrokiem. On chyba też widział całe zajście. Zwróciłam wzrok na Malfoy'a, który wymierzył palcem na Wybrańca i po ruchu jego ust wyczytałam "Jesteś następny, Potter".
Dalszy przebieg meczu był bardzo podobny do jego początku. Wśród zawodników panowało pewne napięcie, co sprawiało, że uczniowie grali jeszcze agresywniej i szybciej. Gdy wszyscy myśleliśmy, że nasi reprezentanci wyjdą z boiska ze spuszczonymi głowami, szukający domu węża, w ostatniej wręcz chwili, rzucił się w pogoń za złotym zniczem. Wzniósł się w powietrze z taką prędkością, że niemal rozmazywał się nam w oczach, po czym błyskawicznie skręcił w bok, doganiając skrzydlatą piłkę. Nagle wyciągnął rękę i było po meczu. Ślizgon złapał złoty znicz. Trybuny Slytherinu prawie eksplodowały na ten widok. Co się działo później było trudne do opisania, gdyż na boisku miało miejsce wiele zdarzeń, następujących jedno po drugim: na murawie doszło do bójki między pałkarzami obu drużyn, Ślizgonki niemal prały się szalikami z radości, że ich reprezentanci wygrali mecz, McGonagall kłóciła się z Severusem, zmierzając w stronę bijatyki, Potter zaczął głośno negować wynik meczu, a Puchoni wraz z Krukonami próbowali po cichu zniknąć z boiska. Już wstawałam z ławki, by zrobić to samo, lecz zatrzymało mnie nagle wykrzyczane nazwisko Dracona. Spojrzałam w dół a tam Potter, ściskając w dłoni swojego wysłużonego Nimbusa, przedzierał się przez tłum zawodników. Malfoy odwrócił się w stronę Wybrańca trochę obojętnie. Gdy Harry podszedł do niego, zaczął wyrzucać Ślizgonowi nieczystą grę i zwyczajne chamstwo. Draco raczej nic z sobie z tego nie robił i odnosił się do Gryffona z wyższością, co go jeszcze bardziej rozjuszyło.
- Nie myśl sobie, że jesteś panem świata, Malfoy - warknął Potter.
- Może świata nie, ale w quidditchu na pewno jestem lepszy - zadrwił. Widziałam po jego wyrazie twarzy, że bawi go cała ta sytuacja.
- Nie bądź taki pewny. Ten mecz nadal podlega dyskusji, a teraz zabieraj stąd swój oślizgły tyłek - burknął Potter, popychając dość mocno Dracona. Widocznie nie spodobało się to Ślizgonowi, gdyż natychmiast uśmiech spełzł z jego twarzy.- Leć do waszej nory, żeby nowa znowu dała ci kosza.
Draco zmierzył wzrokiem Gryffona. W momencie przybrał pewniejszą postawę ciała.
- Jeszcze słowo, Potter - wycedził Draco przez zaciśnięte zęby.
- Biedny... - Momentalnie pięść Malfoy'a wystrzeliła w stronę twarzy Gryffona. Najpierw odskoczyła na bok głowa Harry'ego, a sekundę później chłopak zatoczył się do tyłu.
- Dosyć! - Krzyknęła rozjuszona McGonagall, już biegnąc w ich stronę. Zastała mierzących się wzrokiem Harry'ego, który trzymał się za prawy policzek oraz Dracona, stojącego bardzo pewnie na nogach z uniesioną dumnie głową. Zamienili parę zdań, a następnie Malfoy odwrócił się i bardzo spokojnie odszedł, taszcząc ze sobą miotłę. Harry stał tak jeszcze przez chwilę, obserwując gniewnie plecy Ślizgona. Chwilę później podbiegła do niego Ginny i z troską zaczęła wypytywać się o siniejącą oko.
Ja natomiast uśmiechnęłam się pod nosem i zmyłam się z boiska.




















No i powstał! Szczerze mówiąc długo kisiłam ten rozdział, ale nie potrafiłam wymyślić zakończenia. Jednak ostatecznie dało radę i zostawiam Was z lewym sierpowym Malfoy'a c: Przepraszam, ale nie znoszę Pottera i musiałam to jakoś ładnie odzwierciedlić. Chyba w miarę mi się udało. Napiszcie co sądzicie, jeśli ktoś tu jeszcze zagląda. Będzie mi miło c:
A tymczasem pozdrawiam Was cieplutko,
~T

Komentarze

  1. nigdy nie jest mi szczególnie szkoda Pottera, więc końcówka rozdziału rozjaśniła moją twarz uśmiechem :D
    i mimo że wiem, że Bekah jest złym Ślizgonem to początek w bibliotece, to ulotne zachowanie Draco bardzo mi się spodobało :D wszystko idzie w dobrą stronę :D
    pozdrawiam i życzę weny, Black c:
    p.s. wszystkiego najlepszego skarbie ❤

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

EPILOG

rozdział XLII

rozdział XXXIII