rozdział XL

Następnego ranka obudziłam się o dziwo w swoim dormitorium. Zaskakująco dawno mnie w nim  nie było. Kolejną zaskakującą rzeczą był fakt, iż moje współlokatorki już opuściły pokój i zostawiły mnie samą. Westchnęłam cicho i przetarłam zmęczone oczy. To nie była dobrze przespana noc. Jednak wypadałoby wstać, umyć się i coś zjeść. Śniadanie na pewno trwało w najlepsze i zapewne jeżeli się nie pospieszę to nie zdążę, by zadusić ten głód, który odczuwałam. Z lekkim więc ociąganiem wstałam z łóżka. Przeciągnęłam się jeszcze i już byłam w drodze do łazienki. Tam wzięłam szybki prysznic, wysuszyłam włosy, pomalowałam się. Gdy wróciłam do dormitorium zajrzałam do szafy. Z jej wnętrza wydobyłam czarny sweter ozdobiony grubymi splotami oraz czarne rurki. Na nogi nasunęłam czarne, ciężkie kozaki, bardzo ciepłe w środku. Na koniec złapałam blond włosy i związałam je w wysokiego, niedbałego kucyka. Byłam gotowa na ten niedzielny poranek. Ruszyłam więc na Wielką Salę. Po drodze mijałam paru uczniów. Większość była jeszcze dosyć zaspana i snuła się po korytarzach zamku. Jednak niemal każdy rozmawiał o zbliżającej się wymianie uczniów. Ten temat był na ustach co drugiego ucznia. Cała szkoła wręcz wrzała od tego tematu.
Dotarłam w końcu do Wielkiej Sali. O dziwo było tu jeszcze sporo uczniów. W ogromnym pomieszczeniu panował przyjazny zgiełk. Wszyscy rozmawiali radośnie ze swoimi przyjaciółmi, sympatiami. Nawet wśród nauczycieli można było wyczuć przyjemną atmosferę. Ruszyłam do stołu Ślizgonów. Wśród zielonych szat wypatrzyłam tlenioną głowę. Uśmiechnęłam się widząc jego rozradowaną twarz wśród jego znajomych. Chłopak miał jednak podbite oko, co niezbyt korzystnie współgrało z jego bladą cerą. Przestrzeń w okolicach brwi również była lekko napuchnięta i zaczerwieniona. Wargę natomiast miał rozciętą i również zabarwioną na czerwonawy odcień. Nagle nasze spojrzenia się spotkały. Chłopak uniósł dłoń i przywołał mnie do siebie. Bez zastanowienia ruszyłam w jego kierunku. Przyjaciele którzy go otaczali również spojrzeli w moim kierunku. Cztery  ślizgońskie twarze uśmiechały się w moim kierunku. Podeszłam do nich.
- Cześć kochanie - przywitał mnie Malfoy, patrząc na mnie pogodnie. Wyciągnął do mnie dłoń, którą ujęłam, a następnie pomógł mi się przebić przez chłopców i usiąść na ławce obok niego.
- Proszę, oto i sprawca pokiereszowanej buźki Smoka - zaśmiał się jeden z nich. Spojrzałam na niego spokojnie. Czarne włosy chłopaka cudownie współgrały z jego ciemnymi, świdrującymi oczami. Krzywy nos lekko burzył jego zadziory wygląd. Nagle zza moich pleców wyłoniła się ręka Dracona, która pchnęła chłopaka. Oboje zaśmiali się wesoło. Po chwili chłopak uniósł przepraszająco dłonie. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie po czym zwróciłam całą swoją uwagę na Malfoy'a.
- Jak się czujesz? - Spytałam patrząc na jego obitą kość policzkową. Chłopak wzruszył tylko ramionami.
- Bywało lepiej - odparł pogodnie. Był niesamowicie spokojny i opanowany. Jakby to, że wczoraj prał się z kapitanem drużyny na oczach całego Slytherinu, w ogóle nie miało miejsca.
- A co z tamtym gościem? Wylecisz z drużyny? - Spytałam jednak niezbyt interesowała mnie odpowiedź. Po prostu czułam, że powinna o to zapytać. Drużyna jest zbyt błahym powodem rozmów, a kapitan interesował mnie jeszcze mniej. Draco jednak uśmiechnął się rozbrajająco.
- Nie, wątpię- mruknął po czym złapał za kubek z kawą i upił trochę. - To finalnie była sprawa prywatna. Nie powinniśmy tego mieszać z drużyną - dodał spokojnie. Następnie spojrzał na mnie i objął mnie w pasie. - Nie jesteś głodna? - Spytał troskliwie. Ja jednak skrzywiłam się lekko i zaprzeczyłam ruchem głowy. Nie wiedzieć dlaczego, ale po wejściu na Salę straciłam apetyt. Jakby sam zgiełk, panujący w środku mnie nasycił.
- Nie, zjem później jabłko - mruknęłam, sięgając po ten przypadkowy owoc i postawiłam go przed sobą na stole.
Draco pokiwał tylko głową. Po chwili sięgnął po wolny kubek i nalał do niego kawy. Następnie podsunął mi naczynie i cmoknął mnie w skroń. Skinęłam głową w podzięce i upiłam łyk ciepłego napoju

***
Popołudnie mijało mi równie spokojnie. Wiele czasu spędziłam w samotności przeszukując Bibliotekę i zagłębiając się w parę ksiąg. Nie wiem na ile zniknęłam, ale na pewno ten czas trzeba będzie liczyć w godzinach. Wypożyczyłam jedną z książek i wyszłam z Biblioteki. Spokojnym krokiem ruszyłam do lochów. Obiecałam bowiem Draconowi, że pomogę mu w zadaniu ze starożytnych runów. Ten nieszczęsny przedmiot jest niesamowicie nudnie wykładany w tej szkole. Nie dziwię się, że sprawia większości tak wiele trudności.
Wypowiedziałam hasło przed obrazem, który po chwili ukazał mi Pokój Wspólny. Pomieszczenie było wypełnione Ślizgonami. Część starała się w spokoju odrobić zadane im prace. Reszta natomiast rozmawiała radośnie między sobą, wygłupiając się i śmiejąc głośno. Szybko przeszłam przez tę wrzawę i udałam się na górę po schodach do dormitoriów chłopców. Zapukałam cicho do dobrze mi znanego już pokoju i weszłam od razu. Na kanapie znalazłam Malfoy'a. Wisiał nad podręcznikiem od runów i prawie pustym pergaminem. Gdy zamknęłam za sobą drzwi chłopak uniósł na mnie swój zmarnowany wzrok.
- Jak dobrze, że jesteś - jęknął, na co ja jedynie się zaśmiałam. Podeszłam do niego i usiadłam obok. Zerknęłam w jego pergamin. Szybko jednak złapałam za pióro i zrobiłam parę notatek na boku. Draco zajrzał mi przez ramię i przypatrywał się moim bazgrołom. Ja natomiast sięgnęłam jeszcze po podręcznik i podkreśliłam w nim parę zdań. Następnie oddałam chłopakowi pióro. Ten prześledził tych kilka zdań wzrokiem. - Jak to jest, że ty zawsze wiesz jak to przetłumaczyć? - Mruknął po czym wziął się za przepisywanie. Ja jedynie wzruszyłam ramionami i ruszyłam w stronę okna. Sięgnęłam po jabłko stojące na szafce nocnej Dracona.
- Mogę? - Mruknęłam, unosząc dłoń z owocem. Chłopak kiwnął tylko głową, zamyślony nad zadaniem.
Wzięłam kęs soczystego jabłka i spojrzałam przez okno. Świat spał pod białą pokrywą śniegu. Żaden ptak ani inne zwierze nie zmąciło tego widoku. Już zza zamkniętych okien słychać było tą przejmującą ciszę, która panowała na błoniach. Splotłam dłonie na klatce piersiowej, opierając się brzuchem o parapet i dokończyłam jabłko, słysząc co jakiś czas skrobanie pióra po pergaminie.
Po jakimś czasie do moich uszu doszły czyjeś głosy, które były coraz głośniejsze. Zmierzały korytarzem w naszym kierunku. Nie zwróciłam na to większej uwagi, gdyż stwierdziłam, że miną nasze dormitorium i zniknął gdzieś w następnym. Myliłam się jednak. Nagle w pokoju rozległo się pukanie. Draco bardzo niepewnie powiedział "Proszę". Sekundę później drzwi otworzyły się, a do środka wpadła Riley. Za nią Blaise. Odwróciłam się do nich przodem, opierając się o parapet plecami. Draco odłożył pióro i również spojrzał na przyjaciół. W dormitorium jednak przez pierwszą chwilę nikt się nie odezwał. Zapanowała bardzo dziwna atmosfera. Głównie przez wyraz twarzy Hart. Gryffonka była wściekła. Niemal drżała ze złości. Zabini, który stał tuż za nią wyglądał przy dziewczynie karykaturalnie. Miał minę zbitego psa. Dostrzegłam, że wysłał mi przepraszające spojrzenie. Zmarszczyłam jedynie brwi. Pierwszym który się odezwał był Draco.
- Riley, co się stało? - Spytał, prostując się na kanapie. Dziewczyna szybko spojrzała na mnie. Jej wzrok był pełen nienawiści. W zasadzie nie musiała nic mówić. Mogłam to wyczytać z jej piwnych oczu, które teraz niemal płonęły.
- Musiałaś go przekabacić na swoją stronę? Akurat jego? - Warknęła dziewczyna.
- Ley, uspokój się - mruknął zza jej placów Blaise. Ja jedynie cicho na to westchnęłam, spuszczając wzrok na własne buty. W tym samym czasie Draco popatrzył to na przyjaciół, to na mnie.
- Ale o co tu chodzi? - Wymamrotał zdziwiony Ślizgon. Hart jedynie z gorzkim uśmiechem wskazała na mnie.
- Zapytaj swojej dziewczyny - wypluła ostatnie słowo ze złością. Uniosłam wzrok na nich. Malfoy spojrzał na mnie, marszcząc czoło. Patrzył mi w oczy nie rozumiejąc co się dzieje. Ja natomiast wzruszyłam ramionami i bardzo cicho oznajmiłam:
- Blaise jest Śmierciożercą.
Te słowa zamknęły na chwilę usta wszystkim. Riley zacisnęła oczy, spuszczając głowę słysząc jakby wyrok śmierci. Blaise spojrzał na nią przepraszająco, chcąc tym załagodzić sytuację. Natomiast Draco wpatrywał się we mnie ze zdumieniem. Nie mógł pojąć tych słów. Po chwili obejrzał się na przyjaciela. Ich spojrzenia się spotkały. Zabini tylko opuścił bezradnie ręce. On także nie miał na to żadnego komentarza. Po chwili na mojej osobie znowu spoczął wzrok Dracona. Po raz kolejny przepełniony tym zawodem. Pełen smutku i niezrozumienia.
- Naprawdę ci się dziwię, Draco - powiedziała po chwili Riley. - Doskonale wiesz kim jest. Wiedziałeś pewnie wcześniej. A mimo to pozwalasz jej mieszać w naszych życiach - wyszeptała gorzko. Spojrzałam na Malfoy'a, który nadal nie spuszczał ze mnie wzroku.
- Dlaczego to zrobiłaś? - Spytał cicho.
Tylko tyle... Albo może aż tyle. Jedno proste pytanie. Wiem jednak, że moja odpowiedź może zaważyć na wszystkim. Wiem, że gdy źle pokieruję rozmową, mogę stracić te osoby, które zmieniły w moim życiu aż tyle. Ponownie spuściłam głowę. Nie okazywałam tym żalu. Na pewno nie dało się tego wyczytać z mojej twarzy. Bardziej chciałam uciec z tej dyskusji, nigdy jej nie odbywać. Jednak zostałam przyparta do ściany. A zamiast jednej osoby, której muszę się tłumaczyć mam dwie. Niesamowicie zawiedzione w tym momencie.
- Nie protestowałem - wydusił w końcu z siebie Blaise. Spojrzeliśmy na niego wszyscy. Draco wstał z kanapy.
- A myślałeś w ogóle nad tym? Liczyłeś się z konsekwencjami? - Jęknął Malfoy. - Teraz musisz krzywdzić ludzi. Czy ci się to podoba czy nie..
- Ale to była moja decyzja - odparł jedynie, dumnie unosząc brodę. Draco westchnął ciężko po czym odwrócił się w moją stronę. Widziałam, że był coraz bardziej zdenerwowany.
- Wiedziałaś, że to mój najlepszy przyjaciel. Wiedziałaś co o tym wszystkim myślę. Nie mogłaś go od tego odwieźć? - Spytał z ogromnym wyrzutem w głosie. Riley również spojrzała na mnie wściekła.
- Możecie się oboje uspokoić!? - Burknął Zabini. Ponownie wszystkie spojrzenia spoczęły na nim. - Powiedziałem już, że to była moja decyzja. Nie zostałem zmuszony - powtórzył dobitnie, mierząc wzrokiem to jedno, to drugie z przyjaciół.
- A sam wyszedłeś z inicjatywą? Czy usłyszałeś w jej głosie choć cień zawahania? - Spytała Ley, patrząc na przyjaciela. Ten widocznie się speszył. Lekko opuścił gardę, odsłaniając czułe punkty. Dziewczyna pokiwałam głową ze zrozumieniem. - Nie. Nie próbowała choćby odrobinę odsunąć cię od tego kroku. Pewnie wręcz podskoczyła z radości na samą myśl - powiedziała znowu tym gorzkim tonem, mierząc mnie wzrokiem. Spojrzałam na Hart spod byka. Nie mieściło mi się w głowie, że nagle tak bardzo mnie znienawidziła w momencie gdy ja nadal uważałam ją za bliską mi osobę. - Ona tylko miesza ci w głowie. Rujnuje nam życie - mruknęła.
- Jak mogłaś mu to zrobić? - Spytał Draco z zawodem w głosie.
Spojrzałam raz na niego, raz na Riley. Zostałam dosłownie i w przenośni zapędzona w róg. Nie miałam nic, co mogłoby załagodzić sytuację. Jedynie mogłam wyznać prawdę... Nagle zamarłam. Prawda. To było tak oczywiste. Niemal poczułam jak klapki spadają z moich oczu. Momentalnie wezbrała we mnie złość. Spojrzałam na zgromadzoną tu trójkę osób i odsunęłam się od parapetu, stając mocno na nogach.
- Jak JA mogłam mu to zrobić? - Spytałam trochę za głośno, wbijając kciuk w swój mostek. Zmierzyłam ich gniewnym spojrzeniem. - To jak WY możecie myśleć, że stałam się nagle taką potulną osobą? - Burknęłam na nich. Momentalnie na ich twarzach pojawiła się konsternacja. Pokiwałam lekko głową z okropnym uśmiechem. - Nie jestem aniołkiem. Dobrze o tym wiecie. Jednak nadal uparcie patrzycie na mnie przez pryzmat spokojnej i serdeczniej dziewczyny. Prawda jest taka, że wiele mi do niej brakuje. Nie przyjechałam tu żeby zbierać kwiaty na łące i rozdawać je chorym dzieciom. Jestem tu, bo mam misję. Wykonuję ją. Do tego byłam przygotowywana przez całe życie. To, że natrafi mi się osoba, która chce się przyłączyć, nie sprawi, że nagle będę myślała waszymi kategoriami: ' Nie, bo co rodzice powiedzą. Nie, bo mam przyjaciół. Nie, bo mam dziewczynę...". Mam to w dupie. Ja mam inne wartości. Im szybciej to zauważycie tym może szybciej uświadomicie sobie, że jednak nie warto się ze mną zadawać.
Zakończyłam swoją wypowiedź pełną jadu i nienawiści. I dopiero w tym momencie poczułam jak nas wszystkich owiał chłód. Mój wybuch spowodował, że w całym dormitorium temperatura mocno spadła. Ley dygotałam delikatnie, a Blaise złapał się za ramiona. Wszyscy jednak wpatrywali się we mnie tymi zmieszanymi, może trochę przestraszonymi spojrzeniami. Prychnęłam tylko, spuszczając wzrok.
- Przepraszam, teraz wyjdę. Czuję bowiem jakim chwastem jestem i jak bardzo narobiłam syfu w waszych życiach - burknęłam gorzko i ruszyłam do wyjścia. Moje kroki odbijały się głuchym echem, aż ucięło je trzaśnięcie drzwiami



















Tyle. Nie chcę mącić, ciągnąc dalej ten rozdział. Za dużo emocji na koniec. Jednak dziękuję Black za uświadomienie mi paru ciekawych rzeczy. To ty mnie zainspirowałaś xd Podzielcie się opiniami w komentarzach. Chętnie poczytam c:
Pozdrawiam cieplutko,
T

Komentarze

  1. Ah, aż pod koniec sama zaczęłam dygotać z zimna, jestem pewna, że wywołanego końcówką. Cholernie się cieszę, że wracasz z nowym rozdziałem tak szybko.
    Wydaje mi się, że to był jeden z mocniejszych rozdziałów, mimo że nie było w nim krwi, ani nikt nie zginął. So powerful.
    Rozdział złamał serduszko każdemu z bohaterów. Jednym bardziej, innym mniej, jednak wszyscy mają do kogoś żal.
    Oh, słońce, wiesz, że marzyłabym o dobrym zakończeniu historii, ale to było nieuniknione, w końcu to siostra Voldemorta i od początku wszyscy powinni się z tym liczyć. Jak widać tak nie było.
    Tak wiele myśli kłębi się teraz w mojej głowie...
    Mam nadzieję, że następny rozdział będzie równie szybko.
    Pozdrawiam, Black

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

EPILOG

rozdział XLII

rozdział XXXIII