rozdział VII

Po jakimś czasie pociąg stanął, a ja odsłoniłam zasłonę i ujrzałam coś co przypominało dworzec. Na zewnątrz stał wielki człowiek, którego spotkałam w Trzech Miotłach wraz z Draco. Trzymał w ręku lampę, która rzucała światło na jego dużą brodę, spod której wyłaniał się duży uśmiech. Westchnęłam i zdjęłam z półki kufer, a następnie złapałam za klatkę Harmoo i ruszyłam do wyjścia. Z innych przedziałów również wychodzili ludzie, a wśród nich ujrzałam Malfoy'a. Dopiero teraz zauważyłam jak przyzwoicie wyglądał. Miał na sobie coś a'la garnitur. Czarny golf, czarna marynarka, czarne spodnie i buty. Jego jasna karnacja oraz (podejrzewam, że tlenione) włosy zmuszały, by spojrzeć na jego twarz po tym jak przyjrzało się jego mięśniom, które widoczne były już spod ubrania. Jego szare oczy patrzyły na mnie uważnie, jakbym właśnie stała nad przepaścią i miała zaraz się w nią rzucić. Dla mnie było to trochę dziwne.
Stałam w progu przedziału i patrzyłam na niego oczami, które nie wyrażały nic. Jedyne co mogło się w nich wyczytać to chęć mordu. Dracon nie podszedł jednak do mnie. Na piersi miał fioletową plakietkę z dużą literą "P". Nie mam pojęcia co to miało oznaczać, ale wyraźnie czekał, aż wszyscy w szatach z zielonymi detalami wyjdą z pociągu. Obok niego właśnie stanęła dziewczyna o czarnych włosach, związanych w kucyka. Ona również miała taką plakietkę. Urodę miała dziwną. Przypominała mi mopsa... Podeszła ona do Draco i powiedziała coś do niego, na co ten kiwnął bezwiednie głową i ruszył do wyjścia.
Ocknęłam się z nadal bezbarwnym wyrazem twarzy i wyszłam przed nim z pociągu.
-Rebekah -usłyszałam jego głos.
-Tak? -Mruknęłam w miarę spokojnie.
-Porozmawiamy później? -Spytał idąc ramię w ramię ze mną.
-Zapewne tak. O czym? O pieskach? Motylkach? Członkach dziecka, porozrzucanych u mnie w piwnicy, czy o tym jak wciągnęła mnie ostatnia książka, którą przeczytałam? -Spytałam patrząc na tłum, który zmierza w stronę powozów, w które były zaprzęgnięte jedne z najpiękniejszych zwierząt, czyli testrale.
-O tym co się stało w pociągu -odparł nieśmiało Malfoy.
Zatrzymałam się gwałtownie i spojrzałam na niego z tym nieustannie bezbarwnym wyrazem twarzy.
-Posłuchaj, lubię cię, jesteś w porządku jako zapewne jedna z nielicznych tutaj osób. Widzę też, że jesteś bystry. Czego zatem nie rozumiesz w słowach: "Zapomnij o tym"? -Spytałam spokojnie.
Ślizgon otworzył usta, ale nie wiedział co powiedzieć, więc je zamknął i przez chwilę myślał, co mógłby powiedzieć.
-Źle mi się żyje z myślą, co tam zrobiłam i chciałabym zapomnieć o tym, a tym samym chciałabym, żebyś i ty o tym zapomniał.
Ten kiwnął lekko głową, a ja ruszyłam w stronę powozów. Draco podążył za mną.
-Dlaczego wykorzystujecie testrale do tak niewdzięcznej roboty? -Spytałam cicho.
Draco ujął mój kufer, uwalniając mnie od dźwigania go. Spojrzałam na niego, a następnie na nasze dłonie, które stykały się, po czym puściłam kufer.
-Nie wiem. Widzisz je? -Spytał, patrząc na mnie.
-Owszem. Widzę je od 4 roku życia, kiedy Dołohow zabił jakąś szlamę na moich oczach -odparłam spokojnie.
Chłopak niepewnie pokiwał głową, a ja podeszłam do pustego powozu i spojrzałam na zwierzę. Odłożyłam klatkę z Harmoo na ziemię i pogładziłam delikatnie stworzenie po jego smoczym pysku. Drugą ręką wykonałam kolisty ruch i nagle pojawiło się w niej zielone jabłko. Podsunęłam owoc testralowi, a zwierzę zjadło je z większym entuzjazmem, a następnie delikatnie otarło się łbem o moją szyję. Zaśmiałam się cicho. Nagle zauważyłam, że kilka uczniów patrzy na mnie zdumione. Założę się, że jeszcze nie rozwikłali tej zagadki, co do "niezaprzęgniętych" powozów. Zignorowałam ich i delikatnie przesunęłam dłonią po oblepionych jedynie cienką, czarną skórą, żebrach z uśmiechem. Jego piękne, błoniaste skrzydła były dumnie złożone na plecach.
-Piękne zwierzęta -stwierdziłam cicho. Draco stanął obok mnie.
-Musimy jechać. Niedługo rozpocznie się Ceremonia Przydziału -mruknął łagodnie. Spojrzałam na niego trochę smętnie.
-Wiesz gdzie one się tu znajdują? -Spytałam, patrząc mu w oczy.
-Nie, ale się dowiem i cię tam zabiorę, dobrze? -Mruknął, zgarniając niesforny kosmyk moich włosów za ucho. Uśmiechnęłam się lekko.
-Dobrze -odparłam i jakby nigdy nic ruszyłam wraz z klatką Harmoo w stronę, gdzie podążały powozy pełne uczniów.
Ten spojrzał za mną zdumiony.
-Prze-przecież są powozy! -Krzyknął za mną.
Nie odpowiedziałam. Po prostu szłam poboczem, blisko drzew, które powoli odsłaniały mi ogromny zamek. Był on owinięty potęgą ciemności, a jedynie pomarańczowe kropeczki dawały znak, że istnieje tam życie. Przyznaję, że wyglądał pięknie.
Dopiero po chwili dogonił mnie Draco i już kroczył u mojego boku bez słowa. Spojrzałam na niego, a następnie jedynie wbijałam wzrok w zamek, który powiększał się wraz z coraz mniejszym dystansem, który nas od niego dzielił.
Gdy zjawiliśmy się w zamku, okazało się, że kobieta w dużym, okrągłym kapeluszu i wyrysowaną powagą i spokojem na twarzy objaśnia nowym uczniom co za chwilę będzie się działo. Wtem spojrzała na nas i umilkła na chwilę.
-Panna Bell jak mniemam -mruknęła, a wszystkie głowy dzieciaków odwróciły się w naszą stronę.
-Owszem -odparłam bez ogródek.
-Gdzie się panienka podziewała? -Spytała po czym spojrzała na Draco.- Do tego z prefektem Slytherinu -zacmokała lekko poirytowana.
-Rebekah zgubiła się, a gdy ją znalazłem wszystkie powozy były już w połowie drogi do zamku. Musieliśmy iść pieszo -wyjaśnił spokojnie Draco.
Kobieta jedynie pokręciła głową.
-Zaczekajcie tu. Za chwilę po was wrócę i odbędzie się Ceremonia Przydziału -zwróciła się już do wszystkich i ruszyła korytarzem. Spojrzałam na Draco.
-Nie musiałeś robić ze mnie aż takiej sieroty -stwierdziłam.
Ten zaśmiał się jedynie i objął mnie w pasie, po czym przysunął mnie do siebie.
-Nie śmiałbym -mruknął wesoło.
Ze śmiechem odepchnęłam go od siebie, a chłopak wyszczerzył się, a był to, przyznaję, bardzo ładny uśmiech.
Po kilku minutach wróciła kobieta w dużym kapeluszu i z pergaminem w ręku.
-Chodźcie za mną -powiedziała i ruszyła z powrotem tam, skąd wróciła.
Chmara dzieciaków ruszyła za kobietą, a ja za nimi.
-Powodzenia -mruknął do mnie Draco, po czym odłączył się od naszej pielgrzymki i ruszył w stronę stołu, gdzie siedzieli uczniowie z wężem wygrawerowanym na szacie.
Rozejrzałam się dookoła. Mnóstwo oczu patrzyło na nas z głupim uśmiechem. Na początku trochę się wystraszyłam, ale z kolejnymi krokami w stronę długiego stołu na końcu sali, szło się przyzwyczaić. Gdy spojrzałam w górę, ujrzałam niebo, obsypane mnóstwem gwiazd. Było tak piękne, że zwolniłam kroku zachwycona. Wtem kobieta w dużym kapeluszu powiedziała:
-Stańcie przed podestem.
Wtem duży, stary kapelusz, który leżał na stołku na podeście zaczął śpiewać pieśń o historii powstania Hogwartu. Kątem oka widziałam, jak niektórzy uczniowie szeptają słowa piosenki. Najwidoczniej nie zmienia jej dość długo. Gdy skończył rozległy się brawa i wiwaty. Patrzyłam na to trochę niepewnie. Wtem kobieta z pergaminem w ręku odchrząknęła. Spojrzałam na nią spokojnie.
-Gdy kogoś wyczytam, podejdzie tu i usiądzie na krzesełku. Ja natomiast założę mu Tiarę Przydziału -dodała po czym rozwinęła pergamin.- Zacznijmy od starszej koleżanki, która dołączyła do naszej szkoły trochę późno... Rebekah Bell -ogłosiła.
Przeszłam między 11-sto latkami i wlazłam na podest. Spojrzałam na długi stół, który rozciągał się po szerokości sali. Siedzieli za nim ludzie w różnym wieku i różnej posturze. Na środku znajdowało się duże krzesło, które zajmował stary mężczyzna z bardzo długą, siwą brodą. Patrzył na mnie z uśmiechem. Odwróciłam wzrok i usiadłam na stołku. Wszystkie oczy były we mnie wlepione. Poczułam się jak pan i władca... Dopóki nie wsadzili mi na głowę Tiary. Wtem owy kapelusz wziął głośny wdech jakby zobaczył ducha. Wszyscy zamarli. Ja jedynie uniosłam w górę oczy niewzruszona. Na sali panowała taka cisza, że słyszałam przyspieszony oddech przestraszonej dziewczynki wśród nowych uczniów.
-Silna czarownica... Oh, silna -wybełkotał kapelusz.- I te umiejętności... Po co wybierasz się do Hogwartu skoro znasz tyle zaklęć? -Zaskrzeczał, a ja zaczęłam się irytować. Nie podobało mi się, że owa Tiara wygłasza o mnie swoje opinie i spostrzeżenia.- I złość... Emanuje od ciebie dużo złości...
-Do jakiego domu mnie przydzielisz? -Wymamrotałam cicho, próbując zachować spokój. Ta jednak nie zwracała na mnie uwagi.
-Znasz dużo zaklęć, masz w sobie potężną moc...
-Jaki dom? -Wycedziłam przez zęby.
-Ale tracisz kontrolę, gdy...
-Dość! -Krzyknęłam, przerywając jej, a ta prawie równocześnie ze mną wykrzyczała:
-Slytherin!
Rozległy się radosne wiwaty i okrzyki. Rozejrzałam się po twarzach uczniów. Wszyscy byli lekko zdziwieni, ale nie okazywali wszelkiego przestrachu. Chyba Tiara zagłuszyła mój wybuch złości, za co byłam jej wdzięczna. Nie sądziłam, że tak trudno będzie mi panować nad sobą, gdy wokół jest więcej osób. Będę musiała nad tym popracować.
Zdjęłam z głowy Tiarę i podałam ją kobiece, stojącej obok. Następnie spojrzałam na stół, przy którym siedział Draco i ruszyłam w jego stronę.
***
Kolacja przebiegła spokojnie. Kilku Ślizgonów próbowało zacząć ze mną rozmowę, ale ucinałam ją szybko. Byłam zmęczona i czekałam na moment, aż ktokolwiek pokaże mi gdzie jest mój pokój.
W końcu Draco wraz z dziewczyną z pociągu wstali i oznajmili młodym Ślizgonom, że wskażą im ich dormitoria. Gdy wszyscy 11-sto latkowie się zebrali Malfoy podszedł do mnie, a owa dziewczyna poprowadziła młodych uczniów do wyjścia z sali.
-Jeżeli chcesz to mogę pokazać ci twoje dormitorium -zaproponował z szarmanckim uśmiechem.
-Z chęcią -odparłam. Ten wyciągnął ku mnie dłoń, lecz ja wstałam z ławki i ruszyłam w ślad za małymi uczniami, czyli do wyjścia. Lekko zdezorientowany Draco dogonił mnie i dotrzymał mi kroku.
-To jest Wielka Sala. Odbywają się tu rozpoczęcia roku, zakończenia, egzaminy oraz posiłki -poinformował mnie Draco przed wyjściem z owego pomieszczenia.- Pokoje Wspólne każdego z domów są gdzie indziej. Nasz jest w podziemiach -dodał spokojnie.
Pokiwałam głową idąc obok niego i bacznie obserwując otoczenie. Zeszliśmy po schodach i znaleźliśmy się w korytarzu, w którym panował półmrok. Draco zaprowadził mnie pod wejście, przez które niedawno przeszła chmara małych dzieci.
-Tutaj znajduje się wejście do naszego Pokoju Wspólnego. Do każdego potrzebne jest hasło. Nasze brzmi "czysta krew" -gdy to powiedział ukazało się wejście do zielono, srebrnego pokoju.
Wlazłam do środka i rozejrzałam się dookoła. Dość przyjemny, zaciemniony pokój, palący się kominek, kanapy, fotele, regały z książkami. Pokiwałam lekko głową.
-Całkiem ładnie -stwierdziłam spokojnie.
-Zatem witaj w otchłani krzyków i jęków -powiedział z lekkim rozbawieniem. Spojrzałam na niego niepewnie.- Tak, miałem na myśli seks -dodał spokojnie i ruszył w stronę schodów.- Te schody prowadzą do dormitoriów dziewczyn,  te do chłopców. Twój pokój jest pod numerem 15. Mój 17 -powiedział z lekkim uśmiechem.
-A Harmoo i kufer? -Spytałam.
-Sowa jest w Sowiarni. Zaprowadzę cię do niej jutro, a bagaż jest w pokoju -wyjaśnił.
Pokiwałam głową spokojnie.
-Dzięki -mruknęłam i ruszyłam po schodach na dół.
-Widzimy się jutro -powiedział jakby chciał się upewnić.
-Jasne -odparłam nie odwracając się do niego i weszłam na górę. Rozejrzałam się po korytarzu i zaczęłam szukać numeru 15. Gdy go znalazłam spokojnie otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Na jednym z łóżek obmacywała się jakaś para. Niczym niewzruszona ruszyłam w stronę łóżka, które było w oddali od wszystkich. Czarnowłosy chłopak i blondynka spojrzeli na mnie zdumieni.
-Puka się -warknął chłopak.
-Poza tym kim jesteś? -Dołączyła się do przesłuchania trochę za bardzo wymalowana dziewczyna.
-Jestem Rebekah. Mam mieć tu pokój -oznajmiłam. Usiadłam spokojnie na łóżku i spojrzałam na nich.- Ładny stanik -dodałam widząc różowy stanik dziewczyny, który wystawał z lekko za bardzo naciągniętej koszulki. Ta szybko się zakryła.
-To łóżko Sandy -mruknęła blondynka.
Spojrzałam na bransoletkę na szafce nocnej obok łóżka. Ujęłam ją spokojnie i rzuciłam na wolne łóżko.
-Już nie -odparłam spokojnie i położyłam się.
Przez jakiś czas czułam ich zdziwiony wzrok na sobie. Później chyba na nowo zajęli się sobą. Trudno.
Zamknęłam oczy i szybko zasnęłam, a w snach znów odwiedził mnie mój stary kolega, Strach.









Przepraszam za tak długą przerwę. Byłam w górach, lecz nie zabrałam laptopa. Nie miałam jak pisać rozdziałów. Poza tym straciłam wenę i nie miałam nawet chęci pisać...
Lecz powracam i znów będę się starać dodawać rozdziały co tydzień (bądź co dwa, gdyż niedługo szkoła), lecz teraz będą się pojawiać w sobotę lub niedzielę.
Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze został i nie po obrażaliście się na mnie.
Pozdrawiam,
~T.

Komentarze

  1. Piszę ten komentarz drugi, cholerny raz, bo pierwszy mi się skasował, a był w miarę przyzwoity i bardzo próbuję się nie denerwować.
    No dobrze, urzekła mnie postawa pana Malfoya, gdyż jest bardzo miłym przyszłym Śmieciojadem, a to do niego w pewien sposób nie pasuje.
    Dobra, jest tchórzem jakich mało, zakochał się w Bekah, ma tlenione włosy, jest sierotą, wypierdziela się na prostej drodze...
    Jak tyś go znalazła?
    Nie ważne, jest uroczy, a McGonagall coś insynuuje :)))))
    Jestem zboczeńcem, przepraszam.
    Chyba na tym skończę swój monolog i pochwalę ostatnią scenę, ale nie przeszkadzaj już więcej kolegom, to nie miłe ;-;
    Pozdrawiam, kocham, przepraszam za zwłokę i czekam na nowy rozdział.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

rozdział XXIII

rozdział XXXII

rozdział XV